#1 2011-09-19 10:40:59

 Spawacz

Recenzent Samozwaniec

2349099
Call me!
Zarejestrowany: 2011-07-08
Posty: 189
Punktów :   
WWW

Walka o Życie - powieść

Być może niektórzy znają tą powieść, być może niektórzy nie - a więc przybywam z wyjaśnieniem. Jest to powieść napisana naprawdę dawno, w czasach istnienia pierwszego fora o przeróbkach Worms 4 i w zamierzeniu miało to być przelanie na papier mojego nieudanego projektu "Turniej Ligii Disaster", w którym miały być toczone walki pomiędzy przerabiaczami. Jednak moja wena twórcza nie pozwoliła na zrobienie tak prostej fabuły i w kolejnych rozdziałach coraz bardziej kombinuję. Ogółem "powieść" ta ma 15, moim zdaniem niedługich rozdziałów. Jest sporo błędów językowych i nie tylko, ale nie mam teraz za bardzo czasu i chęci, żeby je wszystkie wyłapać, dlatego wybaczcie mi Zapraszam do czytania.

PS. Niestety nie mogę wysłać następnych rozdziałów, gdyż jest coś takiego jak limit liter w jednym poście, a nie mogę odpowiadać na swój własny, więc czekam, aż ktoś napisze posta pod tym tematem.

Rozdział 1

Słońce powoli zaczęło zachodzić.
Czerwone światło mogło przez chwilę ujawnić jeszcze 3 osoby, które obserwują owe zjawisko. Jeden z nich nosił na sobie Sakkat, które noszą Chińczycy (W grze Worms 4 - Robotnik), lub jak kto uważa, Japończycy. Drugi czerwony beret i płaszcz, którym zakrywał resztę swojego ubrania. Ostatni z nich wyglądał jak Szkot.
Obserwowali to zjawisko z jakimś zamyśleniem. Nie odzywali się do siebie, ale też nie było widać, by zaraz mieli się na siebie rzucić.
- Naprawdę dziwne, dlaczego nie wtajemniczyłeś w to Dahakę - powiedział owy Szkot.
- Nie musi o tym wiedzieć - odparł ten w Sakkacie. - Zresztą po co? On takimi, jak on nazywa, pierdołami się nie zajmuje. Nie chciałem się ośmieszać. Wiecie przecież, że nasz Klan istnieje w zupełnej tajemnicy i nikt o nim nie wie.
To był fakt. Założyli go w zupełnej tajemnicy przed Dahaką, ZiomaXem i innymi... Spawacz zamyślił się. To zaczynało się robić nudne. Po co tak w ogóle istnieje owy klan? Vava tłumaczył, żeby utrzymywać coś takiego jak przeróbki w Wormsach. Nic by się nie stało, jakby się o tym ktoś dowiedział, przeciwnie - wszyscy chcieliby dołączyć, czego Vava chce uniknąć. Chińczyk pieprzony! Już nie raz zazdrościł mu wszystkiego, co posiada. A tak w ogóle, czemu akurat imcezary?! Mimo, iż go wychwalał, to Spawacz nie czuł do niego zamiłowania, nie lubił go, ale Cezary tego uczucia nie odwzajemniał. Wolałby, aby na miejsce imcezarego wszedł np. HunterTanks, ale oczywiście nie! Bo Vava nie ma do niego zaufania, uważa go za idiotę. A BartekGM? Tak samo. Tylko akurat on i pan Cezary! Na szczęście na temat tego nie puścił pary z ust, ale co się stanie, jak niespodziewanie o tym powie? Strach pomyśleć.
- Dobra, panowie! - powiedział nagle zdenerwowany Cezary. - Po co my tu w ogóle przyszliśmy?
Vava jeszcze się nie ocknął. Zapomniał o całym świecie. MasterSpawacz się tego spodziewał.
- Halo, Chińczyku! Żyjesz?! - krzyknął.
- Co się dzieje? - zapytał jakby sennie Vava.
- Po co tu przyszliśmy? Zaprosiłeś nas i co?
- A, już pamiętam - ocknął się już całkowicie. Wyjął ze swojej teczki jakieś papiery i 16 biletów. - Widzicie, ostatnio dowiedziałem się, że drogi pan Dahaka zwołał Turniej najlepszych przerabiaczy Wormsów!
- Ciekawe przedsięwzięcie - zauważył Cezary. - Tylko ciekawe, czy dotrwa dnia jutrzejszego.
- Spokojnie dotrwa! Już nawet Dahaka dał mi bilety dla tych, co mają występować. To będzie masakra, mówię wam! 16 osób będzie występować, w tym my i inni, też bardzo ważni przerabiacze! A narzekaliście, że nie macie się gdzie rozerwać, że tu jest nudno i w ogóle. Teraz będzie dopiero zabawa! Zero nudy, tylko akcja, rekreacja i tym podobne!
- Wszystko ładnie pięknie. Ale ciekawe, czego to będzie turniej. Najszybszego jedzenia bułek mlecznych? - zadrwił Spawacz.
- Nie. To będzie specjalny Turniej. Walki na Śmierć i Życie. To dopiero będzie akcja!
- A wiesz, jak się przynajmniej nazywa?
- Turniej Ligii Disaster - odparł Vava z jakimś dziwnym poczuciem godności.

Rozdział 2

- Odsuń się, naprawdę nie chce ci robić przykrości - mruknął nieco przerażony Disaster1240. Ze zdziwienia zdjął swoją hokejową maskę. - Zastanów się jeszcze raz. To sie może źle dla ciebie skończyć!
- Nie płacz. Mamy tylko trochę potrenować, nie? Mam nadzieję, że nie będziesz mnie tłukł naprawdę - odpowiedział ZiomaX09.
- Pamiętaj, że ja nie jestem spokojny i w każdej chwili możesz dostać po zadzie. Nie będziesz się spodziewał moich reakcji. Powiem tylko, że nie jest wtedy miło tobie, jak i mi.
- Przestań pierdzielić farmazony i przygotuj się - chrząknął ZiomaX.
Disaster wyjął swój kij baseballowy. ZiomaX już miał go w swojej ręce. Ustawili się i popatrzyli sobie w oczy. Normalnie jakby na spokojnie pojedynek nieznawidzonych sobie osób, pomyślał Disaster. Ale on lubił ZiomaXa, więc będzie próbował nie wyrządzić mu znacznej krzywdy. Ale w takim starciu wszystko może się zdarzy. To tylko treningi, rozgrzewka i rozluźnienie mięśni, ale nie wiedzieli też, że wkrótce im się to b a r d z o przyda.
Wymierzyli w siebie baseballe. Sprawdzali swoją gotowość, no i sprawność "Ognistej pięści". Każdy przerabiacz Wormsów posiadał takową umiejętność. Można powiedzieć, że to jest po prostu ulepszona pięść do uderzania, ale do podpalania nie. W ogóle po uderzeniu ofiara nie czuła, żeby się paliła czy coś w tym stylu. Najwidoczniej nazwa wzięła tylko pod uwagę to, że ręka się "pali", albo jak kto woli, emanuje ogniem. Ale teraz oboje o tym nie myśleli. Kiedy przygotowali wszystko, wzięli głębokie oddechy...
W tym samym momencie ktoś wykrzyknął ich imienia. Początkowo nie zareagowali i gdy mieli się rzucić na siebie, znowu to usłyszeli, dwa razy głośniej. Po chwili zauważyli biegnącą do nich, trochę przycienioną postać. Disaster z przykrością stwierdził, iż odetchnął z ulgą. Z drugiej strony to dobrze, przynajmniej nikt nie ucierpi, no, może umysłowo, ale to zależy od tego, co tamten gość chce. Zaraz potem już wiedzieli, kto do nich biegnie - bardzo znana im osoba, którym był to kacperoso. Jego niebieski irokez jakby się przekrzywił w lewo, ale nie zwracali na to uwagi. Tamten dotarł w końcu do nich zadyszany, a zauważywszy kamień, usiadł na nim i zapytał ZiomaXa, czy mają wodę. Podał mu, wyduldał w 3 sekundy całą szklankę i odstawił.
- A cuż cię tu sprowadza, punku jeden? - Najwidoczniej Disasterowi wrócił humor, ale gdy zobaczył śmiertelnie poważną twarz kacperosa, umilkł.
- Same sensacyjne wiadomości! - wykrzyknął kacperoso. - Nie uwierzycie. Znacie Dahakę? A zresztą, kto by go nie znał...
- To ten, który tworzy Wormsiaki? - przerwał mu ZiomaX.
- Dziwię się, że nie wiesz. Oczywiście, że to on, pierwszy przerabiacz Wormsów, twórca tego, jakby to powiedział Spawacz, szaleństwa. Ale do rzeczy. Otóż naszemu drogiemu Dahace nudziło się i postanowił stworzyć wielką akcję, wciągnąć w to wszystkich mu znanych przerabiaczy, w sumie szesnastu.
- Dobra, dobra - powiedział Disaster. - Ale co to ma znowu być? Tworzenie wielkiego filmu pełnometrażowego w Worms czy co? Mam nadzieję, że nie, bo ja się od razu nie zgadzam.
- Nie no, mówię wam, to jest bomba. Obserwowałem was i słyszałem, jak rozmawiacie. Trenowaliście! Chcieliście walczyć! Nie chciałem wam przerywać, ale Vava powiedział mi, żebym się spieszył, no i dlatego teraz z wami rozmawiam. Otóż chodzi o Turniej. Turniej Walk, o nazwie Disaster! Wygrywają tylko najlepsi, słabi pójdą na dno. To będzie sprawdzian, kto jest najsilniejszy, najodważniejszy, najzwinniejszy, i tak dalej, w naszym gronie! Po prostu zawaloza. Co wy na to?
ZiomaXa i Disastera na chwilę zamurowało. Turniej walk?! Na to czekali! Myśleli, że nikt czegoś takiego nie wymyśli, owszem, kilku chciało, ale oni byli za słabi, żeby coś takiego zrobili. Ale pierwszy przerabiacz Wormsów?! To byłoby możliwe! Jakby ZiomaX odmówił, to Disaster by mu tego nie wybaczył, podobnie i na odwrót. Czy można taką okazję przepuścić? N I E! ! !
- Zgadzam się! - wrzasnęli jednocześnie.
- To zajebioza - stwierdził uszczęśliwiony kacperoso. - A teraz chodźcie. Jutro wszyscy mają się zebrać obok twierdzy Dahaki, równo o godzinie szóstej rano. Nie spóźnijcie się! - powiedział do nich i odszedł. Przez pewien czas ZiomaX i Disaster patrzyli na niego, a jak zniknął za pagórkiem, spuścili wzrok. Zapadła chwila ciszy.
- To co robimy? - odezwał się w końcu ZiomaX.
- I ty się jeszcze pytasz?! - pytał go Disaster. - Ćwiczymy do jutra! Musimy przynajmniej dość do Ćwierćfinału!

---

HunterTanks ponuro wpatrywał się w lustro.
Miał wszystko serdecznie w dupie. Nikt nie ogląda jego wytworów! Równie i dobrze mógł nie tworzyć konta na YouTubie, miałby święty spokój, teraz się zastanawia. Skasować konto czy nie? To było trudne pytanie. Stracić wszystko i ulubienie przez np. Vavę? O, co to, to nie! Takiego błędu by nie popełnił. Ale po co otwierać na nowo konto, jak i tak nic mu to nie da? Przygryzał ze zdenerwowania paznokieć, gdy nagle usłyszał jakiś chrzęst. Obrócił się. Ujrzał czarną postać. Nim zdążył wyjąć strzelbę, tamten przygwoździł go do ziemi. Miał jakąś niewyobrażalną siłę.
- Co ty chcesz ode mnie? - zapytał przestraszony nie na żarty Hunter.
- Stul pysk! - bandzior zakneblował mu usta jabłkiem.

Rozdział 3

HunterTanks postanowił działać natychmiast. Wiedział, że tylko szybka akcja go uratuje. Wypluł jabłko prosto w twarz bandziora, a tamtego po uderzeniu ogłuszyło na chwilę. To wystarczyło. Hunter podniósł się i wyjął swój rewolwer. Kiedy tamten oprzytomniał, ten już naładował rewolwer i wymierzył prosto w jego czoło.
- Słuchaj, ja... ja nie mam złych zamiarów! - próbował się tłumaczyć osobnik, ale Hunter go nie słuchał.
- Morda przyszły trupie, bo krew mimo wszystko się poleje, i to nie moja! - wrzasnął wprost w twarz tajemniczego, nieproszonego gościa. Wlepił w niego ostry wzrok. Po chwili bandzior spuścił głowę.
- Nie wiesz naprawdę, jak sprawy stoją! Ja chcę ci pomóc, ale byłem taki głupi, że chciałem zrobić ci okrutny kawał! Wybacz mi!
- Dobra, wybaczę ci, jak mi powiesz, kim jesteś, kochasiu. Może paweIzondzi? - zapytał z pogardą HunterTanks.
W tej samej chwili osobnik zdjął maskę, która zakrywała jego twarz. Hunter rozwarł oczy. Nie, nie mógł się mylić! Choć przeczuwał, że tą osobą będzie ktoś mu znany, to nie podejrzewał, że to może być on! Bo on w ogóle do tego nie pasował! Nie do twarzy mu z takim zachowaniem. Po prostu nie mógł uwierzyć w, to co widzi.
- A... Astraly?! Nie mogę uwierzyć!
- To uwierz, bo to naprawdę ja - mruknął ponuro "bandzior". - Oczywiście nie przychodzę tu tylko, żeby się z tobą przywitać. Mam ważną wiadomość, która pewnie cię zaskoczy
- Ale mnie nie zaskoczy fakt, że zaraz stąd zwiejesz, gdzie pieprz rośnie, gnojku! Więc mów szybko i wynoś się stąd, albo lufa od tej strzelby - HunterTanks odruchowo strzelił, rozbijając okno. - wyląduje w twojej żałosnej dupie!
- I pociągniesz za spust? Ech, przecież to jest pytanie retoryczne. Tak więc mam dla ciebie wiadomość. Spawacz mi ją przekazał. A więc - chrząknął. - Otóż nasz drogi pan Dahaka, twórca Wormsiaków, pierwszego serialu na YouTubie, jakbyś nie wiedział oczywiście, zorganizował Turniej Walk, o nazwie Turniej Ligii Disaster. 16 osób jest zgłoszonych, masz się stawić jutro... No tak szczerze to dziś, za 8 godzin. Ale jak widać nie dałem ci się wyspać
- To trochę dziwne, bo nie mówisz tego ze szczególnym entuzjazmem. Czyżby cię nie zapisali?
- Zapisali mnie, oczywiście, że zapisali - odpowiedział ponuro Astraly.
- Zresztą ja też się niezbyt cieszę. Przeczuwam coś złego. Bardzo złego... Dobra, cześć i daj mi się choć chwilę przespać!
Hunter nie zapomniał mu tego jabłka, więc kiedy tamten był przy drzwiach, zasadził mu kopa w "sekretne miejsce". Astraly zjechał siedzeniem po betonowych schodach i kiedy przejażdżka się skończyła, usiadł zamroczony. Usłyszał tylko mocne trzaśnięcie drzwiami. Po chwili wstał, otrzepał się i wrócił do siebie.

---

Równo o 8:00 Dahaka wyszedł na balkon swojej twierdzy. Pod nim czekało już 14 ludzi. "Jeszcze dwóch, pomyślał, ale coś czuję, że nie przyjdą. Trudno zacznę bez nich". Choć z drugiej strony nie chciał w  o g ó l e  zaczynać. Był prosty powód, bo jeśli im powie to, co ma być wypowiedziane, to nie będzie miło. Żałował dopiero teraz, że wkopał w ich to. Teraz nie będą mogli uciec. Będa musieli robić to, co on im zakaże.
Rozejrzał się po twarzach. Vava, MasterSpawacz,... To byli jego przyjaciele. I ma zdradzić przyjaciół? Ale teraz już nie ma wyboru. Jak oni nie mają, to on też. Żadnego. Musi im powiedzieć całą prawdę, bo inaczej będzie miał później wyrzuty sumienia. "No więc, moi drodzy, zaczynamy", pomyślał, kiedy w ostatniej chwili pojawili się dwaj pozostali. Kto to był? Wyglądało na to, że brakuje niejakiego Disastera1240 i ZiomaXa09, ale żeby byli tak ubrani? Coś naprawdę zdumiewającego. Ale no dobra, niech będzie miał to w końcu z głowy.
- Witajcie, zebrani! - powiedział do wszystkich będących pod nim. - Jak wiecie, zebrałem was tu z powodu Turnieju Walk, o nazwie "Disaster". Na początek przeczytam zgłoszonych do turnieju:
1. cccezarek1998
2. kacperNFS
3. imcezary
4. Trex5778
5. Disaster1240
6. PostVava2
7. Filipsterek
8. ZiomaX09
9. TheAstraly
10. lukaszilol
11. HunterTanks
12. kacperoso
13. Centernazzlumson45
14. BartekGM
15. Shadow555PL
16. MasterSpawacz
- To wszyscy, w sumie szesnastu. Czy każdy ma swój bilet?
Na to cała 16 uniosła w górę owe bilety. Dahaka uśmiechnął się smutno.
- No to dobrze. Ale niestety, moi drodzy, muszę wam coś powiedzieć. Nie będzie żadnego turnieju...
- Jak to?! - krzyknął Disaster.
- Niestety, tak to. Okłamałem was wszystkich. Nie będzie turnieju. To będzie WALKA O ŻYCIE!
To ostatnie słowo przeraziło wszystkich. Co to ma znaczyć? Wiedzieli jednak, że to było marzenie, żeby zrobić jakiś Turniej Walk. Pieprzona ironia losu! I każdy z nich dał się nabrać! Ale co ten Dahaka knuje? Każdemu ciarki przeszły po plecach.
- No więc, moi drodzy... Rozpoczynamy krwawą krucjatę!
W tym samym momencie każdy z uczestników "Krucjaty" stracił przytomność...

Rozdział 4

- Ał... Moja głowa...
Wokół niego była ciemnia. Niedaleko świeciła bodajże pochodnia.
- Ałć... Gdzie ja jestem?
Nikt mu nie odpowiedział. Trzymał się kurczowo za głowę. Najwidoczniej uderzył o sklepienie, bo kiedy wziął do góry rękę, namacał jakby kamień.
- Halooo! - próbował wołać kogoś o pomoc, ale odpowiedziało mu tylko echo. Mimo wszystko, ujrzawszy światło, poszedł w jego kierunku, ale zdołał zrobić tylko jeden krok i już upadł na ziemię. Czuł, jakby sobie połamał wszystkie kości.
Czuł się sparaliżowany. Nic nie pamiętał. Pamiętał tylko tyle, iż był jednym z 16 uczestników Turnieju Ligii Disaster... Nie! Nie ma żadnego Turnieju. Ten pieprzony Dahaka ich oszukał! O jakiej krucjacie mówił ten gówniarz?! Ale to było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe... Nie będzie żadnego Turnieju. Dobrze, że żyje, bo tym... tym... tym czymś mógł zapłacić życiem! Teraz żyje, ale czuł, że zaraz wyjdzie z niego duch.
Nie, nie mógł zginąć! Nie w takim momencie! Musi się dowiedzieć dużo rzeczy, od każdego z uczestników, no i od samego pana Dahaki. Po raz dwudziesty zadaje sobie pytanie, czemu on to zrobił? Jaki miał powód? OSZALAŁ? Chętnie by się dowiedział, ale na razie nic z tego. Sam tego nie zrobi. Potrzebuje pomocy...
- Nie umrę... Muszę wstać... Muszę ruszać... Muszę ruszać, bo inaczej nie jestem C e n t e r n a z z l u m s o n 4 5! - wykrzyknął.
Nagle ujrzał jakąś osobę w świetle. Nie mógł dokładnie zobaczyć, kto to, ale lepiej się do niego udać. Używając wszystkich swoich sił i całą "rezerwę" wstał i z prawie biegiem udał się do tajemniczego osobnika. Niestety, tak był tym wszystkim powalony i zmęczony, że kilka metrów przed swoim celem padł nieprzytomny na ziemię.

Gdzie indziej wylądowali czterej następni uczestnicy... no właśnie, czego? Ale ich to nie obchodziło na początek, kiedy spadli w środek jakiejś dżungli... Dwóch z nich spadło na krzaki i bujną trawę. Poza małym bólem pleców byli bardziej niż Center, przygotowani na wszystko.
- Cholera, gdzie my jesteśmy?! - wrzasnął rozwścieczony MasterSpawacz.
- Uspokój się - próbował łagodzić go Filipsterek. - I nie wrzeszcz, bo mnie uszy bolą. Co jesteś taki zdenerwowany?
- Ty się jeszcze pytasz?! Ty się jeszcze pytasz, czemu jestem taki zdenerwowany?! Jestem dlatego, że nie wiem, co się w ogóle dzieje! Nic nie pamiętam. Pamiętam tylko tyle, że przyszliśmy do Dahaki i nagle zemdlałem... Co to było?!
- Skąd mam wiedzieć? Też jestem ciekaw, ale próbuję do tego podejść przynajmniej spokojnie. Zaraz, gdzie są ci dwaj, co lecieli z nami? - przypomniał sobie Filipster.
Rozglądali się obaj w górę i na boki. Kiedy nic to nie dało, zaczęli chodzić wokół drzew, zaglądali pod krzaki. Mogliby tak szukać cały dzień, gdy nagle nie usłyszeli z góry jakiegoś głosu.
- Halo! Jest tam kto?
- Tak, kolego! To ja, Spawacz, a obok mnie jest Filipster!
- To świetnie! Możecie mi pomóc mnie ściągnąć? Wpadłem na drzewo i się zaplątałem. Pomóżcie, błagam was!
Nie musiał dwa razy tego powtarzać. Oboje od razu patrzyło, na którym drzewie jest, a gdy go zauważyli, zaczęli się wdrapywać i za pomocą noży rozplątywać delikwenta z pnączy. Kiedy udało się, niespodziewanie tamten spadł. Spojrzeli z przerażeniem w dół, ale na ich szczęścia pecha nie było, po uczepił się gałęzi. Zaczął schodzić z drzewa i wkrótce pojawił się na ziemi. Tym samym sposobem wygramolili się Spawacz i Filipsterek.
- Dzięki wielkie. Myślałem, że tam będę przez Bóg wie, jaki czas, ale byliście tu jednak.
- Dobra, dobra. Życzenia życzeniami, ale kim ty jesteś? Bo cię jakoś nie poznaję.
- Z tej strony Shadow555PL, ale możecie do mnie mówić po prostu Shadow - uścisnął ręce swoim wybawcom. - Jeszcze raz dzięki. Ale jest jeszcze jeden problem.
- Jaki? - zapytał Filipster zaniepokojony.
Shadow wskazał na drzewo, które jest trochę dalej i przeciągnął palec w górę. Wszyscy popatrzyli w tym kierunku.
Na gałęzi wisiał bezwładnie imCezary. Widać stracił przytomność, ale na nieszczęście, jak pomyślał Spawacz, był tak uwiązany, że nie spadł. Filipster i Shadow od razu wzięli się do roboty w rozplątywaniu go, ale Spawacz się nie ruszył. Myślał o czymś przez chwilę.
Kiedy wydostali Cezarego, tamten już był do końca przytomny, ale wspierał się na ramieniach jego ratowników. Co mu się stało?
- A cóż to? Czemu nie idziesz o własnych nogach? - zapytał Spawacz, udając troskę.
- Złamałem nogę - odpowiedział z wyraźnym bólem imCezary. - Do tego wszystko mnie boli. Tak nieszczęśliwie spadłem, że noga zawisła mi, że kość mi się złamała i byłem nieprzytomny. Dzięki wielkie, a teraz...
Urwał w połowie, bo nagle usłyszeli szelest liści. Stanęli, gotowi do obrony, ale z krzaka wyjechał na kółkach jakiś zardzewiały robot.
- No witam witam - powiedział do całej czwórki normalnym, ludzkim głosem. - Widać przeżyliście. Ale niestety niektórzy z was nie mieli tyle szczęścia, bo zginęli.
- A kto dokładnie? - zapytał od razu Spawacz.
- lukaszilol, kacperNFS, cccezarek1998 i Centernazzlumson45. Umarli na wskutek albo upadku, albo jakiegoś innego zdarzenia. Ale mój pan Dahaka wysłał mnie tu w innych okolicznościach. Otóż muszę wam powiedzieć o tym, co wy tutaj robicie i jaki macie cel. Otóż waszym zadaniem jest dotarcie na Biegun Południowy, zabijając po drodze kilku strażników tego miejsca. Możecie się poruszać wszyscy razem, albo oddzielne, to bez różnicy. W takim czy innym razie to jest wasze zadanie, które m u s i c i e wykonać.
- A co, jak odmówimy?
- Nie macie wyboru. Choć... z drugiej strony macie. Albo śmierć, albo udział w Krwawej Krucjacie.
A czy to nie jedno i to samo?, pomyśleli, ale w porę udało im się ugryźć język. Lepiej nie mówić nic temu robotowi, bo jak wygada Dahace, to nie będzie miło.
- No cóż... Macie wybór. Ja wracam do mojego pana, powiedzieć mu o was. Życzę powodzenia w tej... hmm... misji - powiedział na końcu jakby do siebie i odleciał, pozostawiając ich w ponurej rozterce.

Rozdział 5

- Kryjcie się! - krzyknął z całych sił PostVava2 do swoich towarzyszy, żeby uciekli przed dużą kulą ognia. W ostatniej chwili się im udało i nikt nie ucierpiał.
Co się działo? Otóż właśnie Vava wylądował ze swoją trójką - HunterTanksem, ZiomaXem09 i Trexem5578 - wprost na bandę Ż y w i o ł a k ó w  O g n i a. Bezpośredni atak jest skazany na porażkę, więc musieli się kryć. Żywiołaków było coraz więcej, już około 40. Żadnych szans nie mieli, bo jak? Owszem, byli nauczeni do walki z ludźmi, ale nie do walki z płonącymi monstruami! I jak tu mówić o sprawiedliwości? Przesrane!
Musieli się spieszyć z taktyką, bo za chwilę mogą spłonąć. Ale nie mogli w takim miejscu myśleć normalnie. Już zginęli. Więc w takim razie czemu jeszcze stoją? Jak już są martwi, to nic nie pozostało, jak walczyć do samego końca.
ZiomaX09 jako pierwszy wybiegł z miejsca. Kiedy zauważył to Trex, razem z nim pobiegł na przeciwników. Następnie Hunter, a na końcu Vava. Zaczęło się starcie, na śmierć i życie.
Pierwsze uderzenie z ich strony było w postaci wybuchu Świętego Granatu Ręcznego. Ku zdziwieniu wszystkich uderzenie zabiło nie jednego, ale aż czterech wrogów! Bardziej śmielsi, wzięli strzelby i wprost wkroiło się w bandę Żywiołaków. Cięli bez zapamiętania i wydawało się wtedy, że Żywiołaków jest nieskończoność. I tak było, bo kiedy jeden zdechł, powstawały nowe. Jednak nie przejmowali się tym. Walczyli dalej. Hunter wziął w ręce Bazookę i oddał strzał prosto w twarz jednego z wrogów. Trex i Vava wyjęli zaś granaty i zaczęli obrzucać wszystkich, a ZiomaX próbował przez krótkofalówkę wezwać nalot na nich. Niestety, nic z tego, gdyż Wulkan, przy którym byli, zakłócał połączenie, Cisnął "ustrojstwo" w krzaki, wziął Uzi i zaczął on z kolei ciskać prosto we wroga.
Z czasem zauważyli, że jest ich coraz mniej, ale kończyła im się amunicja. I w tym momencie właśnie Hunter wpadł na tak świetny pomysł, że należały mu się wtedy brawa i owacje na stojąco.
- Rzućcie wszystkie bronie, które macie! - krzyknął do towarzyszy. Zobaczyli na niego przerażeni, ale ten nic sobie z tego nie robił i wyrzucił całą amunicję na ziemię. I w tym właśnie momencie większość Żywiołaków zniknęła.
- Widzicie? Zróbcie to, co ja!
Teraz już nie przerażeni, ale zdziwienie upuścili wszystko, co mieli. I w tym momencie wszyscy wrogowie zniknęli. Zostali sami na polu bitwy. Wokół była przerażająca cisza, rozlegał się tylko stłumiony bulgot lawy, ale poza tym nic. Nie było nawet wiatru. I dopiero teraz poczuli, że wszystko ich boli. Byli cali zakrwawieni i piekły ich niektóre miejsca. Niektóre uderzenia żywiołaków ognia trafiły w nich.
Nagle Vava sobie coś przypomniał. Przed walką odwiedził ich robot, mówiąc o tym samym, co drużynie MasterSpawacza. Strażnicy Bieguna Południowego... Spojrzał na wulkan i ujrzał jakieś wrota. A jeśli... Jeśli te żywiołaki były obstawą Strażnika? Jeśli nie, to mogą tu zostać i lenić się, ale jeśli tak...
- Panowie. Myślałem o czymś - opowiedział im o jego przypuszczeniach. - Moim zdaniem w wulkanie jest jeden z tych Strażników. Jeśli to jest prawda stu procentowa, to nie możemy tu siedzieć i zbijać bąki. Musimy go zabić jak najszybciej!
- Łatwo ci mówić - jęczał Trex5788, trzymając się za szczególnie zbolałą nogę. - Bolą mnie wszystkie kości. Jak mamy go zabić, jak w ogóle się nie czuję na siłach? Do tego nie mamy żadnej broni. Wszystko straciliśmy, psia mać. Ale przynajmniej się uratowaliśmy przed śmiercią.
- Jak chcecie, ale ja idę do wulkanu. Kto chce iść, to niech idzie za mną, kto tchórzy, niech stąd ucieka jak najszybciej i mi się na oczy nie pokazuje.
Ale o dziwo ruszyli wszyscy za nim. Uśmiechnął się słabo i poszedł w stronę wrót.
Kiedy podeszli, otworzyły się same, jakby wpraszając do środka. Kiedy jednak weszli, wrota zatrzasnęły się i złowrogi śmiech przeszył ich całych. Znaleźli się w środku Wulkanu, a przed nim duże jezioro lawy. A nieco dalej... na płonącym tronie siedział ktoś. Zbliżyli się.
- Witam, no witam - powiedział do nich z pobłażliwym uśmiechem. - Spodziewałem się was tutaj. Pan Dahaka wszystko mi wyjaśnił. Mam dla was miłą niespodziankę.
- Stul pysk! - przerwał mu wrzeszcząc Vava. - Jesteś Strażnikiem. Ja już się tobą zajmę, gnoju!
Strażnik się zdenerwował mocno i w tym momencie pstryknął palcami. Z ich tyłu pojawiło się 6 osobników, zapewne jego strażników. Chcąc, nie chcąc, musieli rozpocząć walkę.
Hunter od razu zaregował, wziął Kij Baseballowy i rzucił prosto w paszczę jednego z nich, ale nagle on otworzył usta i... po prostu zjadł Baseballa. Jako że nie mieli broni, musieli walczyć ręcznie.
Vava rzucił się na dwóch, którzy chcieli go złapać, a cała reszta na pozostałych strażników. Oczywiście Strażnik też nie siedział i oglądał widowisko, więc wstał i rzucił się na grupkę. Myślałby kto, że przegrają walkę, ale w walce wręcz chłopaki mieli już o wiele większą wprawę i nacierając najsilniej jak mogą, grzmocili wszystkich dookoła.
Gdy Vava zabił jednego ze swoich wrogów, padł na niego Strażnik i zaczęli śmiertelny pojedynek. Uderzali się najsilniej jak mogli, nie zważając na rany. Walka była bardzo wyrównana.
Tymczasem pozostali walczyli ze strażnikami. Kiedy na Trexa chciał uderzyć dwóch, on skłonił się i uderzyli się nawzajem, a wraz z ZiomaXem ich dobili. Zostało w sumie jeszcze trzech, którzy walczyli z HunterTanksem. Koledzy ruszyli mu na pomoc i po paru minutach wrogowie leżyli już na ziemi, pokonani. Poszli na pomoc Vavie, który zaczynał przegrywać pojedynek ze Strażnikiem i w końcu rozgromili go bezlitośnie. Vava znalazł strzelbę i prowadził do jeziora lawy Strażnika.
- A teraz, gniocie - zaczął do niego mówić. - Dostaniesz za swoje. Przed śmiercią powiedz mi - jak się nazywasz i ilu was jeszcze jest?!
- Na imię mam Recon - wyznał wściekły. - I jest jeszcze 5 strażników Bieguna Południowego
- Gdzie oni są?
- Za bardzo jesteś ciekawski, ściero. Będę milczał, bo i tak mnie zabijesz, czy ci powiem czy nie
- W takim razie... Giń, przepadnij siło nieczysta!
Strzelił mu w pierś strzelbą, a Recon wpadł do Jeziora. Przez chwilę próbował się wydostać, ale kiedy poczuł wrzącą lawę, zaczął krzyczeć z bólu. Wrzask ustał, kiedy wpadł całkowicie.
A oni padli na ziemię ze zmęczenia.

Rozdział 6

Zapadała zimna noc, a MasterSpawacz ze swoją grupą nie mogli znaleźć żadnego miejsca do przespania tej nocy. Zresztą nie miał na pozostałych liczyć, bo byli zajęci złamaną nogą imcezarego. Jego zły humor potęgował ulewny deszcz. Słyszał również grzmoty. Idzie burza. Trzeba jak najszybciej coś znaleźć, bo jeszcze zginą tutaj...
Nagle potknął się o jakiś kamień. Myślał, że spadnie na kolejną skałę, ale nie. Kiedy wstał okazało się, że stoi przed rozległą jaskinią. Uśmiechnął się po raz pierwszy odkąd się tu znalazł. Nareszcie szczęście mu sprzyja. Będą musieli tu wejść i jakoś zapalić ognisko. Ale po pierwsze musi wracać się po chłopaków. Jednak nie musiał ich szukać, bo Filipster, Shadow i Cezary zjawili się natychmiastowo.
- Brawo! Znalazłeś coś! A już myślałem, że zmarznę na kość przez ten cholerny deszcz - odetchnął Filipster.
- Nie gadać, tylko wchodzić jak najszybciej - zdenerwował się Spawacz. - A ja pozbieram trochę patyków na ognisko, o ile nie są za mokre.
Gdy weszli, usiadł na kamieniu i zamyślił się. Po co się wplątał w to wszystko? Co temu Dahace odwala? A zresztą. Od razu miał wątpliwości co do tego. Dlaczego, jak myśli, że jest dobrze, to tak nie jest, a jak będzie źle, to tak jest?! Życie jest naprawdę dziwne. Ciekawe, ile jest tych strażników. Choć to coś ze strażnikami jest skądś znajome. Nieważne. W takim czy innym razie  trzeba będzie następnego ranka ruszyć dalej i zebrać nieco więcej informacji... no i zabić jakiegoś strażnika.
Nagle coś poruszyło się w krzakach. Natychmiastowo MasterSpawacz zaczął się przyglądać złamanym gałązkom. Chciał podejść, ale przyrósł jakoś dziwnie do ziemi. Tymczasem słyszał coraz bardziej tajemnicze i wzburzone szelesty. Obejrzał się ponownie i używając całej siły wstał i zaczął się skradać. Nagle poczuł, że postać jest dokładnie za nim. Jednak ledwo spojrzał do tyłu, otrzymał mocne uderzenie w głowę. O mało co nie stracił przytomności, ale poczuł, że go to tylko rozjuszyło. Wstał i gdy postać miała ponownie uderzyć, on zamachnął się pięścią i nieproszony gość dostał prosto w twarz. Nie wytrzymał tego bólu i poddał się. Teraz Spawacz mógł na niego zobaczyć choćby przez chwilę. Jednak nie rozpoznał twarzy, to nie był nikt mu znany.
- Czego ty tutaj? - zaczął spokojnie.
- Ja? Ja... ten tego - zaciął się osobnik. - Eee... Ja nic tutaj, ja... nie wiem co się stało. Ja przecież nic nie robię! Mnie tu nie ma! Albo nie, zdanie mnie zmieniło. Ja tu rzeczywiście jestem!... Dziwne
Dalszą rozmowę przerwała reszta grupy. Słysząc głos MasterSpawacza i kogoś innego, byli zaciekawieni i przyszli. Co dziwo, nareszcie imCezary mógł przyjść o własnych nogach, ale wciąż miał bandaż i tak jakby "gips".
- Co tu się do cholery dzieje? Chcemy się przespać! - ziewnął. - A ten to kto? Co to za gość, Spawacz?
- Nie wiem, przyplątał się tu. Chciał mnie obezwładnić, ale mu się to nie udało i w rezultacie tak milczy.
- Co mnie obgadujecie, laseczki moje? - chrząknął nieznajomy. - A dobra, nieważne. Pójdziemy do domu, w łóżku się mną zajmiecie, kochane moje. Ach...
- Coś musiałeś mu nieźle przywalić w łeb, bo majaczy jak moja stara po zażyciu tabletki gwałtu - zauważył humorystycznie Shadow555PL. - Ale dobra. Co z nim zrobimy? Nie możemy go w takim stanie tutaj zostawić.
- Święta racja - przyznał Filipsterek. - Przy okazji byśmy może rozszyfrowali mu twarz, bo jakoś nie mogę poznać gnojka. Skądś znam tę twarz, ale ma zakrytą. Właśnie! Odkryjcie mu twarz i najpierw zobaczymy, czy to nasz. Coś mi się zdaje, że to jakiś AntyCiapskładowicz, bo tak bez powodu by cię nie atakował, Spawacz.
Tak więc wzięli się do roboty. Unieruchomili gościa i próbowali siłami zmusić go do odkrycia twarzy. Nic na początku to dało. Jednak po jakimś czasie gość przełamał się i pokazał swoją twarz. I nie uwierzyli własnym oczom... Przed nimi była osoba, którą znał prawie każdy przerabiacz, o ile nie każdy. Stali przed nim i nie mogli wprost uwierzyć, że to właśnie TA osoba się przed nimi ukaże. Co tu dużo mówić, to było nieprawdopodobne. Ale Dahaka miał naprawdę pomysły.
- MACH240390! - wykrzyknęła cała czwórka jednocześnie.

---

Biło mu szybko serce. Ledwo patrzył na oczy. Widział przed sobą ciemność, rozległą ciemność, tylko ciemność i wyłącznie ciemność. Nie wiedział, co z sobą zrobić. Nie miał sił iść dalej i w ogóle się poruszać... Chciał, żeby to zakończyło się szybko, żeby nie czuł żadnego bólu i pożegnał się ze wszystkimi. Jednak nie czuł żadnego bólu, wręcz przeciwnie, tak jakby błogość i ukojenie. A jednak nie mógł nawet wydać żadnego głosu.
Nagle zaczęło się przed nim gwałtownie rozjaśniać i wstawał nowy dzień. Czuł, że mógł chodzić. Wyszedł z ukrycia i otworzyło się przed nim rozległe morze. Stał przez chwilę w milczeniu. Iść czy nie. Musi dorwać za wszelką cenę Dahakę, za to, że o mało co nie stracił przez niego życia. Tak. Musi zginąć za to wszystko. Zamorduje go, bez litości. Będzie cierpiał tak samo jak on. Ale teraz ni stąd ni zowąd, zaczął się interesować tajemniczą osobą, którą widział przed... sam zapomniał przed czym. Nie mógł określić jej wyglądu. Udał się dalej, idąc brzegiem i myślał o wszystkim...
Nagle usłyszał jakiś wybuch. Odwrócił się i dopiero teraz zauważył wielkie wzgórze z jakby zamkiem. Słyszał jakieś głosy, huki, to znowu wybuchy. Poszedł w tamtą stronę i zauważył walkę... kacperaNFS! z jakimś nieznanym gościem. Po chwili jednak kacper został pokonany i wybity do nieba za pomocą wielkiej ilości min. Zadowolony z siebie wszedł na mury i zauważył nieszczęsnego Centernazzlumsona45, ciekawie mu się przyglądając.
- Ej ty, mały! - wrzasnął z pogardą. - Twój koleżka poszedł z prądem, drogą expresową do nieba. Czas na ciebie, gnoju! - wrzasnął po raz drugi i spadł. Center milczał jednak wciąż, zamyślając się, z miną pełną groźby. Co chwila denerwował się coraz bardziej, aż w końcu wybuchnął, wyjmując przy tym odruchowo bombę bananową.
- Ty... Ty chciałeś mnie zabić! Ciebie widziałem przed tym, jak zemdlałem. Czas na mały rewanż. Zdycha, idioto! Niech cię piekło pochłonie!

---

C.D.N...

Rozdział 7

- kacperoso, wyłaź stamtąd! Każdy chce skorzystać! - krzyczał Disaster, trzymając się kurczowo pomiędzy nogami.
Co się stało? Otóż BartekGM, Disaster1240, kacperoso oraz TheAstraly trafili na pustynię, gdzie rzekomo znaleźli... toaletę. Z powodu swoich potrzeb nie wytrzymali po drodze i myśleli, że nie wytrzymają i będę załatwiać się po drodze, ale cud już był na froncie. Kacperoso w końcu wyszedł z łazienki i wszedł Disaster. Na piachu siedzieli Bartek i Astraly. Rozmyślali nad położeniem i sensem wszystkiego. Oczywiście, też dowiedzieli się od robota Dahaki o WOŻ, dotarciu na Antarktydę i zabiciu strażników. Chętnie by wrócili i nakopali mu, ale nie mogli, bo po pewnym doświadczeniu okazało się, że ziemia co kilka godzin zaczyna się "rozwalać" i ustanowili, że lepiej iść przed siebie, znajdując po drodze strażników. Ale to też było bez sensu. Pozostało tylko w takim razie myśleć nad planem dalszego działania.
Pierwszy odezwał się Disaster1240, który był jeszcze w łazience:
- Co wy macie takie ponure miny? Mi się podoba! - krzyknął do nich złośliwie.
- Ale... Zaraz, skąd ty wiesz, że mamy takie miny? - zapytał BartekGM.
- Od czego jest dziurka od klucza?
- Przestańcie gadać i myślcie do nędzy jasnej - przerwał im Astraly. - Co robimy? Bo na mnie nie liczcie. A do tego czasu Dahaka był moją inspiracją... świetlistym przykładem... a teraz zachował się jak szmata. Śmierdzącego do tego. Okłamał nas! Niech go tylko dorwę w swoje ręce...
- Dużo mu zrobisz - wtrącił się kacperoso.
- Jeśli to było do mnie, to już nogów w dupie nie masz!
- Zamknijcie się wreszcie, bo mi uszy rozwalicie - splunął Disaster, kiedy wychodził z ośrodka ocalenia. - Czas przejść do akcji. Na szczęście kibel był podziurawiony i zobaczyłem kogoś niedaleko. Nie wiem, kto to, ale coś mi się zdaje, że nie jest do nas pozytywnie nastawiony, bo się chował i patrzył złowrogo.
- Jak myślisz, kto to mógł być?
- Nie mam pojęcia. Ale jak już mówiłem - to nie będzie przyjazny koleś. Lepiej wstawajcie i miejcie się na baczności, bo mord zaraz nie będziecie mieć. Gość jest cwany, ale ja bardziej. Zastawimy na gnoja pułapkę. Teraz wam powiem, jaką...
Niestety "gość" wyczuł niebezpieczeństwo, przygotował się i rzucił na zajętych chłopaków...

---

- Załatwiliśmy gnoja! Hura! - krzyczeli jednocześnie HunterTanks i ZiomaX09.
- Nie ma się z czego cieszyć, chłopaki... Ich na pewno jest więcej... O wiele więcej... - mówił zmęczony Vava.
Wynieśli się w końcu z wulkanu do kamiennych domków, które były niedaleko. Jedynie Trex5788 został na miejscu i zastanawiał się nad czymś. Zauważyli, że ognisko paliło się. Weszli do domków i po chwili wszyscy zasnęli.
Trex wciąż się nad czymś zastanawiał. Recon... Recon... Skąd on znał to imię? Kojarzyło mu się z jakimś serialem z Worms, ale ni w pień nie mógł nic sobie przypomnieć. Zaczął szukać trupa zabitego Recona, ale i te poszukiwania okazały się żmudne. Ale po chwili znalazł jego grób. Teraz każdy zapewne zastanawiałby się, co on chce zrobić. Wyjął jakąś czaszkę i wrzucił do wody wymawiając przy tym słowa: "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz. Ale obróciłeś się w proch i teraz powstań z prochu!", po czym wyjął strzelbę i strzelił w miejsce, gdzie czaszka wpadła. Po chwili oczy zaczerwieniły mu się. Poczuł się jakoś dziwnie słaby. Ale wiedział, że tak musi być i po chwili ekran znowu zrobił się normalny i "wyzdrowiał". Niedaleko jego pojawił się duch Recona... Ale to nie był jednak on. To był ktoś inny, był to ktoś mu znany. Uśmiechnął się w duchu, że mu się udało i że się nie pomylił. Przed nim stał duch Kilburna z WORMS CRIMINAL!
- Czego chcesz, śmiertelniku? Zakłócasz mój sen - tak jakby zawyła zjawa.
- Więc to jednak ty! Nie pomyliłem się! I do tego udało mi się ciebie zwołać! Jestem hardcorem normalnie! - krzyczał Trex5788.
- Przestań się cieszyć, śmiertelna istoto. - zdenerwował się Kilburn. - Zwołałeś mnie za pomocą jedną z technik mrocznej magii VooDoo. Tak więc, czego chcesz?
- Wiesz, gdzie znajdują się kolejni strażnicy? I czy oni też są kimś znanymi?
- Oczywiście. Ale wiem tylko, gdzie znajduje się czterech. Jednym z nich byłem ja - znajdujecie się przy górze Kilimandżaro. Kolejny jest w Krakowie w Polsce. Trzeci w Arabii Saudyjskiej, nie pamiętam gdzie, będziecie musieli poszukać. A ostatni jest w Czarnobylu, wiesz chyba gdzie się znajduje. Coś jeszcze?
- Zapomniałeś mi odpowiedzieć na drugie pytanie.
- A nie wiem. Dahaka wymazał mi pamięć z tego, kto kim jest. Tylko to pamiętałem. Coś jeszcze?
- To wszystko. Możesz odejść.
Po czym znowu zrobiło się wszystko czerwone, a jak Kilburn zniknął, światu przywróciły kolory. Trex wziął czaszkę i wrócił do chłopaków, budząc ich namiętnie. Ale po chwili odechciało mu się i... ni stąd ni zowąd zaczął atakować swoją drużynę.

---

C.D.N.

Rozdział 8

- No i co z nim zrobimy? – zapytał w końcu po głębokim milczeniu Shadow555PL.
- Nie mam zielonego pojęcia! – krzyknął imcezary. – Coś mu się musiało stać bo mu wali mocno na łeb. Ale coś mi się wydaje, że ktoś go otruł czy coś… Po prostu była to zasługa jakiejś innej osoby.
- Albo po prostu wywalił się po drodze czy jakoś tak – zamyślił się MasterSpawacz. – Nic nie możemy z nim zrobić. Będziemy musieli go wziąć ze sobą. Po drodze może znajdziemy dla niego jakiś lek albo go ocucimy czymś. Mam pomysł na walnięcie go młotem prosto w ryja, może wtedy się coś stanie…
Jednakże, ku zdziwieniu chłopaków, Mach240390 (zapewne przeczuwający niebezpieczeństwo) wydał bojowy okrzyk i rzucił się na Filipsterka. Zaczęła się krótka walka, ale to jednak drużyna Spawacza była górą. Po chwili Michał już leżał wbity w ziemię.
- Czemu mi to robicie?!!! – wrzeszczał. – Mamo ratuj! Weźcie mnie od tych pedałów! Gwałcą mnie! Aaaaaaa…
- Zamknij ryj, bo cię zaknebluję – syknął Spawacz. – Nie ma rady, jemu wciąż odwala. Jak myślicie, co możemy z nim zrobić?
- Już mówiłem – przypomniał Cezary. – Nie mam pojęcia zielonego. Zrobimy jak ty powiedziałeś, weźmiemy go ze sobą w podróż
- Może się nam przydać – uznał Filipster. – To najlepszy sposób. Może jest głupi i niedołężny, ale Mach umie walczyć z ukrycia. W końcu pokazał to przy Masterze, ale mu się to nie udało. Zresztą nieważne. Wracajmy, bo zaraz zacznie znowu lać, a ja chcę się przespać. I tak już zbyt długo tu siedzimy…
Tak zrobili. Uwolnili Macha i wzięli go ze sobą do jaskini.

---

Tymczasem na pustyni były chwile napięcia, którego sięgało nie upragnionego zenitu. Potwór szybko zakneblował drużynę jak trzeba. Nie mogli nic mówić, gdyż wiedzieli, że powiedzenie choćby jednego słowa grozi im natychmiastową śmiercią. Przed nim stał owy potwór – wyglądał okropnie. Jednakże po chwili rozpoznali go – to nie był potwór, to był jakiś tubylec, ale najwidoczniej ludojad, gdyż ręce miał jak kości, a na głowie czaszkę najprawdopodobniej tygrysa. Wiedzieli, że to już ich koniec. Ale czy na pewno? Niedaleko wałęsali się pozostali tubylcy. Wyglądali tak samo jak ten „potwór”. Po chwili nagle ni stąd ni zowąd ludożerca wyjął bazookę i uwolnił Astralyego. Myśleli początkowo, że chcą ich uwolnić, ale to nie była prawda. Zarazili chłopaka, żeby nie mógł uciec. Czyli że…
- Oni chcą go zjeść! – krzyknął przerażony nie na żarty Disaster1240. – Zjedzą go, jeśli nic nie wymyślimy! Ludzie, róbcie coś, atakujcie, bo go zjedzą!
- Nie krzycz Disaster, kurna mać! – wrzasnął do niego BartekGM. – Krzykiem tego nie załatwimy do cholery. Tu trzeba obmyślić taktykę. Już chyba nawet wiem jaką… Albo i nie wiem…
- NIE! – przerażony Astraly już tracił zmysły. – RATUJCIE! LUDZIE, RATUJCIE!
Chłopaki już wiedzieli. Nie było dla nieszczęśliwca ratunku. Mogli czekać tylko na jakiś cud, który ich zbawi i jego.
Tubylcy podchodzili coraz bliżej. Jeden jaskiniowiec wyjął kij, żeby obezwładnić ofiarą do końca. Pozostali byli coraz bliżej…
Wtem ni stąd ni zowąd rozległ się jakiś wybuch, huk i grzmot.
Odrzuciło tubylców na kilka kilometrów. Tak więc wpadli do wody. Astraly odwrócił się, uradowany tym zjawiskiem, ale również zaniepokojony. Co, jeśli okaże się, że to tylko rywal ludojadów i chciał zostawić obiad dla siebie?
Ale i te myśli szybko od nich odbiegły. Niedaleko ich stał… Sami nie mogli uwierzyć… Centernazzlumson45! Był wyraźnie strasznie zmęczony i wyczerpany. Ledwo żył. „Odnieruchomili” się i podeszli do niego. Nie mógł mówić. Wydobył tylko jakieś dziwne słowa…
- Strażnik… Strażnik tam, za nami… On… On… żyje…
I umarł.
Drużyna nie mogła się z tym pogodzić. Stracili przyjaciela. Sojusznika, który im uratował życie. Ofiarował swoje, żeby uratować życie pozostałych! Poświęcił się dla nich.
- Nie… NIE! To nie może być prawda! To się nie mogło stać naprawdę… To jest tylko jakś zły koszmar! – nadawał kacperoso załamany.
- Spokojnie, Kacper – mruknął zrozpaczony Disaster- Nie damy się skurczysynom… Czas ich ZABIĆ!
Przygotował broń na wielkie starcie. Niedaleko ich szło dwóch strażników – jeden z nich przypominał wyglądem rycerza mutanta, a drugi wyglądał jak tamten ludojad, tyle że czaszka tym razem zakrywała mu całą głowę i miał normalne ręce. Za nimi przyszły ludojady takie same jak niedawno zabił Center…
Przygotowali się na starcie…
WALKĘ CZAS ZACZĄĆ!

---

Oczywiście drużyna Vavy nie postanowiła się lenić i od razu wstała i zaczęła walczyć z rozjuszonym Trexem. Nie był silny. Gdy ZiomaX09 zadał mu cios bazooką, był osłabiony. Potem zaatakował go HunterTanks za pomocą ognistej pięści. Uderzenie kończące zaś przywalił Vava chłopakowi za pomocą dynamitu. Tamten ledwo się trzymał, ale już nie mógł walczyć. Podeszli do niego, wrzucili do kamiennej chatki, zarazili i zakneblowali. Wyszli na zewnątrz i rozmawiali.
- Co mu się stało? – zdziwił się szczerze Hunter. – Wstaję, patrzę, boli mnie ręka, a to mnie Trex naparza. To ja od razu mu dałem w pysk. Nie toleruję zdrady.
- To nie jest zdrada, na sto procent – powiedział z uznaniem Vava. – W odróżnieniu od was nie spałem, tylko obserwowałem dziwną rzecz. Trex poszedł do wulkanu i odprawił jakieś dziwne rytuały. Wrzucił czaszkę do morza i strzelił w nią strzelbą. W tym samym czasie zrobiło się jakoś czerwono. On się męczył, ale ja nie. Potem słyszałem rozmowę. Wrócił tutaj i zaczął nas atakować… Co wy na to?
- Dość dziwne… Od kiedy on zajmuje się magią?
- Zapytaj się go, to ci odpowie – zażartował ZiomaX.
- Zamknij się. Tu nie czas na żarty. Nie wiem jak wy, ale ja idę spać.
- No przydałoby się. Trex już pewnie poszedł też spać, więc i my idziemy w kimono. Jutro zebranie kontrolne.
- Ok…

---

C.D.N.

Rozdział 9

Nastawał ranek. Ale wszyscy jeszcze spali. Pierwszym który wstał był Mach240390. Ujrzał jego śpiących towarzyszy i odzyskiwał pamięć. Zastanawiał się, jak tu się znalazł i nareszcie mógł normalnie myśleć. Ale postanowił uciekać. Pobiegł przed siebie, ale daleko nie uszedł, bo ktoś spadł z drzewa wprost na niego i przyfasolił mu kijem w twarz. Tamten próbował strzelić do niego ze znalezionej w pobliżu strzelby, ale na próżno. Zanim nacisnął spust, już został wgnieciony w ziemię.
Wtedy oprawca ujawnił się. Był to cyborg. Dość znajomy cyborg. Gdyż miał z nim niestety, spotkanie trzeciego stopnia.
- Ty blaszana konserwo! - krzyknął mu prosto w twarz Mach. - Niech się tylko chłopaki dowiedzą, to cię przerobią na stopy żelaza. Zdechniesz, kupo złomu!
- Stul pysk - syknął mu w twarz robot. - Nie muszą o tym wiedzieć. Już raz mi się naraziłeś... chcesz to powtórzyć?
Mach zamilkł. Tak więc cyborg kontynuował.
- Nawet chyba nie wiesz, jak się nazywam. Jestem mt212224168sz, czyli mój rodzaj serii plus jego numer. Ale i tak pewnie nie uda ci się wymówić tej nazwy, a cóż dopiero mówić tak na mnie. Dlatego mój drogi pan Dahaka zaczął nazywać mnie Mateusz. I tak już zostało. Ale nie o mnie tutaj mowa, tylko o tobie, drogi Machu
- Odwal się
- Ty się naprawdę prosisz o to, czego nie chcę zrobić... Ale mnie zmusiłeś. Czekaj, niech tylko... Aaaa!
W tym samym momencie ktoś go strzelił strzelbą. Okazał się być to Filipster, który obudził tym samym resztę. Spotkali się z tym cyborgiem już wcześniej. Czas na wyrównanie rachunków...

---

Czas na starcie.
Do walki z tubylcami stawali: Kacperoso, Disaster1240, TheAstraly oraz BartekGM. Wzięli swoje bronie w ręce. Popatrzyli wszyscy na siebie. Jaskiniowcy patrzyli z rządzą krwi w tą czwórkę i oczekiwaniem na sygnał od dwóch strażników. Rycerz mutant niespodziewanie zniknął, pozostawiając nic po sobie. Dowódca tubylców uśmiechnął się i wyjął broń. Skinął na jego "żołnierzy". Drużyna to wyczuła. To był znak. Znak rozpoczęcia walki!
Pierwszy zaczął zapalony Disaster, kiedy ledwo tubylcy do nich podeszli, ten poczęstował najbliższych bazooką. Kacperoso i Astraly rzucili się im na pomoc, gdy BartekGM został sam na sam z przywódcą. Tamten ponownie się uśmiechnął, wziął kij i natarł na zamyślonego usera. Ten zrobił zręczny unik i zaczął walić w tubylca wszystkim co miał przy sobie. Tamten nie umiał tak dobrze unikać jak jego przeciwnik, ale był za to wytrzymały i trudno było go powalić. Po chwili ponownie stali przed sobą. Ale wróćmy teraz do pozostałych. Nie mieli łatwej walki. Rozjuszeni barbarzyńcy nie tracili czasu i cięli bez opamiętania wrogów. Zresztą nic dziwnego. Taka natura tych bestii. Wrogowie byli wszędzie, więc grupka nie miała jak unikać wszelkich uderzeń, gdyż po uniknięciu jednego dostawał boleśnie od stojącego za nim. Disaster jednak nie tracił fasonu i jedynie jemu udawało się jakimś sposobem unikać ataków i samemu rozwalać szeregi nieprzyjaciela. Jednak pozostała dwójka miała problemy.
Walka trwała bardzo długo. Wszyscy byli poobijani i umarli prawie wszyscy tubylcy, broniła się już tylko pozostała i wyczerpała dwójka. Przerwali jednak w tym miejscu walkę obie strony. Nawet Disaster. Jeden z dwóch tubylców zauważył zmęczenie wrogów. Choć był poobijany i, co gorsza, zarażony, to wziął broń i nagle zaatakował bombą bananową trójkę. Byli zupełnie zdezorientowani. Nie wiedzieli co robić. Wtedy drugi tubylec odczuł zmęczenie i zaczął nacierać mocno na Astralyego, zaś drugi na Kacperosa i Disastera1240. Po chwili tamci byli już zupełnie "zniszczeni duchowo" i posłusznie dali się skuć. Jednak obok nich Astraly wciąż odważnie bronił się przed jaskiniowcem. I choć tamten nie dawał mu dużo szans, w pewnym momencie Astraly obmyślił sztuczkę. W pewnym momencie... za pomocą dużej ilości min wyrzucił się wysoko w powietrze. Było już po nim.
Pozostała dwójka nie mogła zrazu uwierzyć. Stracili kolejnego przyjaciela! Nie mogli tej wiadomości przyjąć i rozwścieczeni wydostali się z gleby i z taką furią natarli na dwóch przeciwników, że zginęli po chwili. Teraz ujrzeli wielki pojedynek.
BartekGM i dowódca nie byli w ogóle wyczerpani. Walczyli ze sobą równo i odnosili równe rany. Widać było, że walka nie będzie miała końca...
Gdy nagle nie wiedzieć czemu, ale zaczęło coś z nieba spadać. Jednak od razu okazało się, że to... zupełnie żywy TheAstraly! Spadł prosto na przywódcę, walnął w niego pałką i tamten zginął na miejscu.
- Ja... ja... - nie mógł wyjść ze zdumienia Bartek. - Ja nie rozumiem. Jak ty to zrobiłeś?! Przecież przed chwilą byłeś tam!
- No właśnie! - wrzasnął Disaster. - Przecież ty już powinieneś nie żyć! Wystrzeliłeś się w powietrze za pomocą min, a one mają takie walnięcie, że... zdechnięcie na miejscu!
- To nie były prawdziwe miny - uśmiechnął się chytrze wybawca. - To była jedynie atrapa, tak naprawdę wystrzeliły mnie takie małe sprężyny. Wyglądało to na wybuch i miało. To miało wam dodać siły do walki z tamtymi idiotami - udało wam się ich pokonać! Spadłem również na tego dowódcę i najwidoczniej był tak wyczerpany, że jedno przyfasolenie i dead. Ale dobra, już koniec na ten temat. Wygadałem się. Gdzie tamten rycerz?
- Tutaj, śmieciu
Odwrócili się. Ujrzeli rycerza-mutanta, który był wbity w ziemię i zarażony. Nie miał prawie że życia.
- Zadowolony?...
Gdy nagle jakiś wybuch pozbawił go życia.

---

- Bida z nędzą... oj, bida z nędzą - mówił do siebie Dahaka.
Prawda. Umarło mu 3 strażników - Recon, Sahmad (rycerz-mutant) i Zesk (przywódca tubylców). Został już tylko jeden strażnik - jest nim zbuntowany generał Certavius, kryjący się w Czarnobylu. Ale z tym nie powinno być problemu. Jeśli jego plan się powiedzie, jak trzeba, to wszystkie drużyny będą za 2 dni gryźć piasek...


There's no hope for me in sight.

Offline

 

#2 2011-09-23 16:31:43

 MasterOdra

Początkujący grzyb

Skąd: Piaseczno
Zarejestrowany: 2011-07-12
Posty: 24
Punktów :   
WWW

Re: Walka o Życie - powieść

Spoko, czekam na więcej.


Coś nie tak?!

Offline

 

#3 2011-09-23 17:07:45

 Spawacz

Recenzent Samozwaniec

2349099
Call me!
Zarejestrowany: 2011-07-08
Posty: 189
Punktów :   
WWW

Re: Walka o Życie - powieść

No nareszcie ktoś się odezwał. Oto kolejne części

Rozdział 10

- No to co robimy? – zapytał HunterTanks, na początku zebrania.
- Nie wiem – wzruszył ramionami PostVava2. – Musimy się na początku zastanowić, co robić z Trexem5778. Wiem, że należy mu się manto za tamto, ale nie będę zostawiał kolegów w potrzebie i  trzeba coś z nim zrobić…
- Nie musicie – usłyszeli głos.
O wilku mowa. Przed nimi stał wyzdrowiały Trex. Był bardzo zaciekawiony rozmową, ale nie odzywał się do tej pory. Teraz poczuło się grupie jakoś wstyd. Jeśli Trexowi się nic nie stało i chciał ich tylko obudzić po „jajcarsku”, to co on teraz sobie o nich myśli? Ale sytuację rozładował jego poważny głos.
- Nie mam pojęcia, co się wtedy ze mną stało – wyznał z poczuciem winy. – Nagle coś mnie opętało i kazało mi was zaatakować. Nie mogłem się powstrzymać i… zrobiłem to. Dobrze, żeście mnie zakneblowali, bo bym zrobił tutaj wielki bałagan.
- Nie przejmuj się stary – powiedział ZiomaX09. – Ja ci wybaczam. A wy?
- My też – oznajmili Hunter i Vava. – Ale dość gadania – zaczął mówić Vava. – Sprawa rozwiązana. Ale co ty tam robiłeś? Widziałem, że z kimś rozmawiałeś… duch jakiś czy bandzior?
- Bandzior i duch w jednej sobie. To był Kilburn, zamieszkał sobie w ciele naszego drogiego Recona. Dahaka go zabił, opętał duszę i wsadził do ciała. Ten wasz najlepszy przerabiacz Wormsów to jakiś brutal…
- Wiem, że wydaje ci się on brutalny… -  mruknął Vava. – Ale bez przesady, to jest najlepszy przerabiacz i tyle mam ci do powiedzenia. Może coś go szurnęło lub zwaliło na łeb, żeby zrobić coś takiego, ale jak już mówiłem, nie przesadzaj.
- Spoko. No więc rozmawiałem z Kilburnem i ten mi powiedział, gdzie są kolejni strażnicy… W Krakowie w naszej kochanej Polsce, w Arabii Saudyjskiej i w Czarnobylu. Ale wiecie co?... – zastanowił się przez chwilę. – Ta osoba, która mnie opętała powiedziała mi co nieco jeszcze o tych strażnikach… W Krakowie był taki rycerz-mutant i nazywał się Sahmad, zabił go… Center! Niesamowita historia, nieprawda? Ale przejdźmy dalej. Ten kolejny to tak szczerze nie był w Arabii, tylko na Saharze i nazywał się Zesk, takowy przywódca tubylców. Został zabity przez inną drużynę do WOŻ, BartkaGM. A ten w Czarnobylu to jest jakiś generał Certavius. Nie znam go, ale nie został ukatrupiony, więc jego trzeba teraz zabić… Uff, ale się wygadałem. Co o tym myślicie?
- Nie gadać! Lecimy do Czarnobyla! Bierzcie potrzebne rzeczy, szczoteczki i bieliznę, i lecimy… Lećmy zakończyć to wszystko! – wykrzyknął jednym tchem Vava.
Wszyscy wzięli, jak to Vava powiedział, „szczoteczki i bieliznę”, Trexowi przypomniało się o czaszce, więc wziął ją i polecieli do zbuntowanego generała.

---

Mateusz nie spodziewał się nagłych odwiedzin drużyny MasterSpawacza. Skład złożony ze Spawacza, imcezarego, Shadowa555PL i Filipsterka plus Macha240390, zaczął atakować jednego cyborga. Walka nie trwała długo. Udało się robotowi mimo okoliczności wydostać się od drużyny, ale zaraz został za pomocą Filipstera przywrócony na ziemię. Domagali się wyjaśnień.
- Zaraz! – zdziwił się imcezary. – To jesteś ty! Ty nam powiedziałeś o Wojnie o Życie!
- Nie zaprzeczam, to byłem ja – mruknął cicho Mateusz.
- Masz jakąś nazwę?
- Jest zbyt skomplikowana, senior. Ale możecie mówić na mnie Mateusz. Co was do mnie sprowadza?
- Pytanie, blaszaku! – wrzasnął od razu MasterSpawacz. – Dlaczego grasowałeś tu na Macha?! Bo nie wyglądało na to, żebyś bez powodu tędy przechodził!
- Grasowałem, bo spotkały mnie wcześniej pewne… hmm… okoliczności – odparł Mateusz. – Wiem, że chcecie wiedzieć. Z panem Michałem spotkałem się już wcześniej. Ale to nie jest najciekawsze. Dahaka polecił mi wytropić tego przerabiacza i dać do zaginionej drużyny X, która miała w razie niebezpieczeństwa pomóc innym drużynom. Niestety, Mach umknął mojej uwadze, walczyłem z nim, ale uciekł ode mnie. Podczas walki chyba trafiłem go czymś w głowę i dlatego tak zgłupiał… Ale już mu przeszło.
- Zaginiona drużyna X? Co to jest? – pytał wyraźnie zaciekawiony Shadow.
- Z chęcią powiem. Jest to drużyna jak już wcześniej mówiłem, miała w razie niebezpieczeństwa pomóc innym drużynom. Miało w niej być 5 świetnych członków. Ale niestety, kiedy miałem znaleźć Macha, nie udało mi się go złapać. Pozostała czwórka, którą już złapałem, od razu zaczęła się buntować, że nie są w komplecie, że to i tamto. W końcu po tajemniczym ataku na naszą bazę uciekli.
- Co to był za atak?
- Nazywamy u nas to „Akcją B”. Jest to powód rozłamu Cyborgów i na pewien czas zaprzestaniu w robieniu filmów przez Dahakę. Otóż nieznana nam grupa użytkowników z YouTuba, wkradła się do bazy i chciała wykraść akty na temat produkcji mojego pana. Mój kolega robot, nazywaliśmy go Lodowy, zauważył ich, ale nie atakował, dopóki się nie dowiedział, o co im chodzi. Kiedy zakradali się do aktów, nie wytrzymał i ogłosił alarm. Grupa to zauważyła i za pomocą jednego strzału unicestwili Lodowego… Wtedy wszyscy byli zdezorientowani i walili się nawzajem nie wiedząc, gdzie są szpiedzy. Tamci zaprzestali robić, co mieli, i ze strachu uciekli. Wtedy cyborgi wygoniły nieogarnięte cyborgi tak brutalnie, że podzespoły we mnie zawrzały. Dlatego oni też odeszli i zostało nas tylko sześciu. Dlatego dzielimy się na 3 kategorie teraz – Cyborgi, Rozpruwacze i Dumbasy. My jesteśmy Cyborgami, Rozpruwacze to ci brutalni, a Dumbasy to ci nieogarnięci. Ale przejdźmy do setna sprawy – podczas Akcji B uciekło 5 userów z Zaginionej drużyny X.
- To żeś się wygadał – zauważył perfidnie Cezary. – Wiemy chyba teraz o was wszystko. Czyli ty jesteś Mateusz – sługa Dahaki. Wiesz coś jeszcze?
- Gdzie jest ukry