Spawacz Reviews

Co dziś zrecenzujemy?


#1 2012-02-18 10:25:14

 Spawacz

Recenzent Samozwaniec

2349099
Call me!
Zarejestrowany: 2011-07-08
Posty: 189
Punktów :   
WWW

Oddychaj spokojnie

Oto moje najnowsze opowiadanie w klimatach creepypasty. Zapraszam do czytania.
UWAGA: Ostrzegam, że tym razem opowiadanie jest o wiele bardziej brutalne od poprzedniego i masakryczne opisy czytacie tylko na własną odpowiedzialność. Amen.

Spoiler:

Nie minęło nawet kilka sekund, kiedy to coś, co wyłoniło się z głębi tunelu, przebiło na wylot Simona. Wydał z siebie jedynie krótki krzyk agonii, po czym padł bezwładnie na kamienie.
Przez chwilę czułem przerażenie, ale gdy zamknąłem oczy, nagle ogarnął mnie nieziemski gniew. Nie mogłem pozwolić, żeby to coś posłało do grobu więcej moich przyjaciół. Spojrzałem na tą istotę. Stała jedynie lekko skulona ciągle się na mnie bezwstydnie patrząc. Miałem tego już kompletnie dosyć. Wziąłem kilof w obie ręce i z wojennym okrzykiem rzuciłem się na to.
Na początku udało się temu zrobić unik, ale drugie zamachnięcie trafiło to prosto w coś, co przypominało uda. Najwidoczniej to wystarczyło, by unieruchomić istotę. Uśmiechnąłem się na myśl, że poszło mi tak łatwo. Wbiłem tym razem kilof prosto w tors tego czegoś i zacząłem nim powoli rozpoławiać ciało w kierunku głowy. Cały czas słyszałem wycie, ale nie docierało ono do mnie. Kiedy dotarłem do szyi, wyjąłem narzędzie i uderzyłem prosto w łeb. Nie wiedziałem, czym to w ogóle jest, dlatego bez opamiętania waliłem kilofem w nadziei, że krzyki w końcu ustaną. Było coraz ciszej, ale to mi nie wystarczało. Znowu wbiłem się w tors i tym razem rozerwałem ciało na dwie połowy.
Dwie wielkie części ciała upadły, wylewając ciągle z siebie niebieski płyn, który chyba był krwią. W przypływie nieustającego szału cały czas ciąłem to coś kilofem, myśląc, że to coś da. Po paru minutach trudno było już zdefiniować, czy to w ogóle było kiedyś w całości.
Oddychaj spokojnie. To już koniec.
Zabiłeś to.
Wdech, wydech... wdech...
Wydech...
Rzuciłem kilof pod siebie i podbiegłem do Simona. Miałem nikłą nadzieję, że jeszcze żyje, jednak on leżał już w całej kałuży krwi, bez żadnych oznak życia. Schowałem twarz w rękach, próbując powstrzymać łzy. Nie mam pojęcia, czemu musiało do tego dojść... czemu?...
-----------
Byłem cały w krwi mojego towarzysza oraz istoty, którą zmasakrowałem. Wciąż nie mogłem złapać spokojnego oddechu. Próbowałem się opanować, ale cały czas czułem niepohamowaną żądzę krwi.
Jestem pewien, że nie tylko to, co zabiłem, odpowiadało za śmierć Simona i innych. Coś czai się w mroku. Cokolwiek to jest, dziś pozna sprawiedliwość. Pozbędę się tego, choćbym miał to zrobić własnymi rękoma. To ich koniec!
-----------
Nie myliłem się.
Już wkrótce znalazłem cztery istoty, stojące w tunelu i obserwujące żyły węgla. Ach tak, więc chcą wszystkie surowce wziąć dla siebie? To jest ich misterny plan?! Ścisnąłem kilof ze wściekłości i z siłą niedźwiedzia zamachnąłem się kilofem prosto w głowę najbliższego z nich. Ostrze narzędzia przebiło głowę na wylot, prawie wyrywając ją ze stawów. Szybko jednak je wyjąłem, gdy zobaczyłem jak cała reszta mnie obserwuje. "I na co się tak gapicie, skurwysyny?!" - wydarłem się. Rzuciłem się na nich, machając kilofem. Próbowali ominąć narzędzia, ale już po chwili kolejny nabił się prosto na nie.
Po paru minutach cała czwórka leżała. Wszystkie ciała były poprzecinane i podziurawione, a w dość wąskim tunelu utworzyła się rzeka niebieskiej krwi. Dla pewności rozerwałem wszystkie zwłoki na pół i zniszczyłem całkowicie kręgosłupy. Jednak i ta masakra mnie ani trochę nie zaspokoiła. Nie zauważyłem nawet momentu, w którym wziąłem górną cześć jednego z ciał i zacząłem przecinać kilofem. Przez to zauważyłem coś, przez co na chwilę zupełnie straciłem oddech.
Serce istoty cały czas biło.
-----------
Zatrzymałem się w rozgałęzieniu następnych korytarzy, po czym znowu cały pokryłem się własnymi wymiocinami.
Gdy zobaczyłem wciąż bijące serce, od razu rozerwałem je na trzy części, by istota w końcu umarła. Jednak gdy i to nie pomogło, wziąłem części narządu do rąk i wręcz pożarłem. Mój żołądek tego jednak nie wytrzymał. I nie mam pojęcia, co mnie zmusiło, żebym to zrobił.
Byłem jednak wciąż niesamowicie wkurwiony. Byłem pewny, że to przez nich muszę przechodzić te męki. Byłem też pewny, że to jeszcze nie koniec.
-----------
Leżał przede mną następny zmasakrowany trup. Moje okrucieństwo nie miało końca; gdy to coś wciąż żyło po kilku uderzeniach, rozerwałem żołądek i wsadziłem do niego jego rękę, a następnie nogę. Potem oboma rękami złapałem głowę tej istoty i wyrwałem wraz z kręgosłupem, po czym rzuciłem prosto w kamień. Czułem, jak ślina wprost lała mi się z ust.
Stało się to tak szybko, że sądziłem, że powoli tracę nad sobą panowanie. To była jedyna myśl, która mnie przerażała. Kiedyś nie pomyślałbym nawet, że zdołam zabić zwierzę... a teraz...
...masakruję człowieko-podobne istoty i zaczyna mi się to podobać.
-----------
Nie wiem czy to już było to coś czy to było cokolwiek innego.
Wymiociny, niebieska oraz czerwona krew i Bóg wie co jeszcze zaczęły mi się mieszać na całym ciele. Nie chcę wiedzieć jak teraz wyglądam. Nie chcę!
Chcę jedynie patrzeć na trupy istot, które wciąż padają przede mną i moim kilofem.
Od zawsze byłem człowiekiem, który nie miał ambicji. Cały czas pracowałem jako nędzny górnik z Simonem i innymi debilami w kopalni. Codzienne wydobywanie surowców, codziennie ci sami niewartościowi ludzie...
Gdybym wcześniej ich zajebał, może tak nie żałowałbym swojego życia.
-----------
Cała jaskinia zaniosła się upiornym śmiechem. Moim śmiechem.
Próbowałem się powstrzymać, ale gdy spotkałem następne dwie osoby, zacząłem dziurawić je kilofem ciągle się śmiejąc. Jednak muszę przyznać, że zamiast wyrzutów zacząłem czuć... przyjemność. Rozcięte ciała powodowały u mnie coś w rodzaju orgazmu.
Znowu to coś zaczęło przypominać miazgę po paru minutach ciągłego walenia narzędziem. Nagle cała ta przyjemność uleciała. Czemu tak szybko?
Chcę więcej. Chcę jeszcze więcej...
-----------
Wdech... wydech...
Było to jedyne miejsce, które rozpoznałem. Pokój obsługi kopalni.
Znowu nie zauważyłem tego momentu. Wszedłem tam, zamknąłem za sobą drzwi i zmasakrowałem wszystkich, którzy się tam znajdowali.
Nie mam pojęcia ilu ich tam było. Sądząc po ilości krwi i narządów, pewnie z siedem, osiem...
Rozkosz. Istna rozkosz.
-----------
Gdy znalazłem wyjście, przysiadłem na chwilę. Po raz pierwszy odczułem zmęczenie.
Nie wiem. Może byłem tam godzinę, parę godzin, dwa dni. Nie czułem nic poza wyczerpaniem i... pożądaniem.
Ta żądza krwi, którą czułem po zabiciu mordercy Simona, była tak naprawdę wielkim, niezaspokojonym przez lata pragnieniem. Teraz już wiem. Dzięki temu mam pewność, że cięcie istot żywych było mi pisane od momentu urodzenia. I nie będę walczył ze swoim przeznaczeniem.
Wciąż jednak czuję to. Modliłem się, żeby jakiemuś przypadkowemu górnikowi zachciało się tu podejść. Siedziałem rozmarzony na samą myśl, jak go rozpoławiam i dziurawię narządy.
Jednak chyba nie wytrzymam do tego czasu, który może nigdy nie nadejść. Myślałem, że jeśli uda mi się zrobić to... rzeczywiście to coś da. Wziąłem kilof...
Nagle poczułem na ciele niesamowicie wyraźny dreszcz przyjemności. Ledwo się powstrzymałem, żeby nie jęknąć z tej niespodziewanej rozkoszy. To był na pewno orgazm. Ale od czego? Spojrzałem na swoje ciało...
Zostałem przebity na wylot. Własnym kilofem we własnej ręce...
-----------


There's no hope for me in sight.

Offline

 
Copyright 2017 jaros218 & Spawacz & Ziomaletto

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
https://egarden.pl/