#1 2012-02-16 19:08:27

 Spawacz

Recenzent Samozwaniec

2349099
Call me!
Zarejestrowany: 2011-07-08
Posty: 189
Punktów :   
WWW

Kamienna ściana

Jedno z moich starszych opowiadań, osadzone w świecie Minecrafta. Wykopałem je z forum CraftSite, dlatego postanowiłem się z wami nim podzielić na mojej stronie. Zapraszam do czytania!

Spoiler:

Byliśmy tylko zwykłymi górnikami!

Jak co dzień, ja z moją czteroosobową grupą wyruszyliśmy do starej kopalni, która już od dawna przyprawiała mnie o dreszcze. Spróchniałe drabiny czy nieoświetlone ścieżki codziennie mnie przerażały. Do wjazdu do kopalni używaliśmy „kolejki”, jeżeli tak można nazwać nadgryzione zębem czasu tory i zardzewiałe wózki. Ale bądź co bądź, przez kilka lat uchodziliśmy z życiem, mimo że moi towarzysze nie mieli żadnych lęków. Głupcy.
Dość niedawno przekopaliśmy się przez grubą ścianę kamienia do ogromnego korytarza, gdzie znajdowały się bogate złoża rud. Złoto połyskiwało swoim jasnożółtym blaskiem i wręcz prosiło się o wykopanie go. Przez około tydzień nieprzerwanie siedzieliśmy w tej samej komnacie i tak co dzień byliśmy obładowani rudami, które mogliśmy przetopić na sztabki dopiero na powierzchni. Mimo to, dalej miałem lęki.
To zdarzyło się prawdopodobnie wczoraj. Kierownik naszej grupy zachorował i nie mógł iść do kopalni, dlatego została nas tylko czwórka. Mój kolega, Romuald, uznał, że nie potrzeba nam szefa i nie musimy ciągle iść z nim za rączkę, bo nie daj Boże coś złego się stanie. Mnie też denerwowała ta przesadnia troska, choć w głębi serca cieszyłem się, że rzeczywiście nic nam się jeszcze nie stało, mimo tragicznego asortymentu tej kopalni. Ale jak się nie ma co się lubi…
Przybyliśmy tam gdzie zawsze. Dzisiaj musieliśmy wyposażyć się w diamentowe kilofy, których mieliśmy tyle ile kot napłakał, gdyż wyczerpaliśmy zasoby komnaty. Stawialiśmy pochodnie jak najgęściej się dało, ale dziwne uczucie niepokoju i tak mnie dręczyło. Postanowiłem wdać się w dyskusję z grupą, która żywo mówiła na temat dzisiejszej, złej pogody. Dziwił mnie jednak fakt, że po drodze nie zauważyliśmy żadnych rud, a wcześniej przecież było ich multum! Zamiast tego widziałem sam kamień i... jakby dziury po uderzeniach kilofów. Ale moi towarzysze nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Ja też próbowałem, lecz…
Usłyszeliśmy nagle głośny huk, który jednak ucichł po ułamku sekundy. Zatrzymaliśmy się. Skąd mógł pochodzić ten dźwięk? Zazwyczaj słyszeliśmy podobny, gdy byliśmy zmuszeni wysadzać za pomocą dynamitu bardzo grubą ścianę z kamienia. Huk znowu się powtórzył i tym razem nie tak stłumiony, jak poprzednio. Teraz nie tylko mnie ogarniało przerażenie. Na migi prosiłem Romualda, żebyśmy zawrócili, ale on był nieubłagany. Za wszelką cenę nie chciał wrócić dziś bez niczego na zewnątrz.
Jednak po usłyszeniu trzeciego, najgłośniejszego huku, a który dochodził jakby z ciemnej przestrzeni przed nami, wszyscy automatycznie daliśmy dyla. Byliśmy tak przerażeni, że wstąpiła w nas dusza akrobatów. Ale nie dane nam było uciec. Wtedy go ujrzeliśmy. Tuż przy wykopanej ścianie zauważyliśmy człowieka, którego jednak twarzy nie mogłem zobaczyć, gdyż dookoła panowała ciemność. W swojej ręce trzymał rączkę dźwigni, której wcześniej tutaj nie było. Stanęliśmy, tak samo człowiek wciąż stał i patrzył się na nas. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, na jego twarzy zauważyłem coś w rodzaju psychicznego uśmiechu. Może nic by się nie stało, gdyby nie to, że wtedy jeden z nas nie wytrzymał, wziął kilof w zamierzeniu „nakopania mu do dupy” i pobiegł, a wtedy człowiek nagle zniknął, tak samo jak nasz kompan.

Szybko się okazało, że tak naprawdę nikt nie zniknął. Odkaszlnąłem, gdyż w moich ustach i nosie zalęgła się ogromna ilość kurzu.
Utworzyła się przed nami ściana, na skutek zawalenia się stropu. Jedyne, co usłyszałem, to donośny krzyk agonii naszego towarzysza. Wiedzieliśmy, że już nie żył.
Momentalnie ogarnęła nas panika. Romuald próbował przekopać się przez ścianę, ale był zbyt zmęczony, a jego kilof był na wyczerpaniu. Zresztą nie tylko jego. Ja nawet nie mogłem swojego znaleźć.
- Boże, zginiemy tutaj! – krzyknął jeden z nas.
- Zamknij się, maminsynku! – Romuald uderzył go w twarz. – Musimy zachować zimną krew. Bierzcie pochodnie i idziemy dalej korytarzem. Znajdziemy stąd jakieś wyjście.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Czułem, że teraz muszę się trzymać mojego kolegi, bo wiedział, co robi. Och, jak ja się wtedy myliłem…
W końcu skończyły nam się pochodnie i musieliśmy czekać aż przyzwyczaimy się do wszechobecnej ciemności. W końcu się udało. Wpierw usłyszałem coś jakby klekot. Byłem zbyt oszołomiony, by się rozejrzeć, czego to zasługa. Jedyny Romuald nie stracił zimnej krwi i spojrzał w górę. Z krzykiem „Jasna cholera!” uciekł dalej korytarzem. Również spojrzałem w górę. Był to wielki, ogromny pająk, który patrzył się pożądanie na mnie swoimi czterema czerwonymi ślepiami. Moje nogi same zerwały się do biegu.
Dopiero później zauważyłem, że tego gówna jest tutaj coraz więcej. Jeden pajęczak prawie dorwał naszego trzeciego kompana, ale szybko oderwał się od jego sideł. Im dłużej biegłem, tym coraz bardziej zdawało mi się, że wszędzie dookoła widzę czerwone oczy, które wbijają mi się w mózg i śmieją się z mojego strachu. Zgubiłem już trop Romualda. Nagle droga się urwała, a te stworzenia wciąż mnie goniły. Mimo wszystko, i tak nie wyhamowałem. Zwaliłem się ze skarpy, prosto na dół, w niekończącą się czeluść…

Ocknąłem się. Czułem wielki ból głowy i ramion, mimo to nie miałem żadnych większych obrażeń. Wpadłem w dolną część jaskini. Obok mnie rozlegało się gorące i piekielnie czerwone jezioro lawy. Rudy diamentów żarzyły się seledynowym blaskiem. Dopiero wtedy zauważyłem, że jakaś postać oddalała się ode mnie. Mógł to być Romuald, tak więc wstałem i mimo bólu, zacząłem iść szybkim krokiem w tamtym kierunku.
Rychło okazało się, że się myliłem.
Postać miała przewieszone przez ramię ciało, które należało do mojego kolegi. Nie znałem celów tej osoby, ale musiałem go powstrzymać. Nie wiedząc nawet przed czym… Postać weszła do czegoś na rodzaj groty. Pobiegłem za nią, próbując nie tworzyć hałasu. Zdołałem ujrzeć, jak postać odwraca się w moją stronę…

A teraz siedzę tutaj. W celi, której To mnie umieściło, nie było nic poza żelaznymi drzwiami, których w żaden sposób nie mógłbym otworzyć.
Kiedy zobaczyłem przez małe okienko, zamarłem. W grocie znajdował się stos zakrwawionych ciał. Wydaje mi się, że, jak ja, byli zapalonymi górnikami, sądząc po ubiorze. Jednak to, co zobaczyłem po chwili, przeraziło mnie jeszcze bardziej. Ciała te nie były całe – zauważyłem brak niektórych członków, poobgryzane tułowia, a nawet odrąbane głowy. Nie wiem, czego to zasługa, ale musi to być świadome, co robi. Przez okienko zdołałem ujrzeć tylko mojego towarzysza, który cały poobijany leżał na kamieniach.
Gdy To podeszło, odsunąłem się. Po chwili usłyszałem krzyk Romualda. Jego krzyk był nieznośny, a zdawał się trwać nieskończoność. Dopiero po chwili dowiedziałem się, czemu to robił.
To jadło go żywcem. I na pewno nie zaczynało od głowy.
Nie wiem, czemu tutaj jestem. Czemu od razu się mnie To nie pozbyło? Odpowiedź była jedna – najwidoczniej To chce sobie mnie zostawić na deser. Skończę tak samo jak mój kolega. Ta myśl mnie przeszywała na wylot. Nawet nie śmiałem krzyczeć. To i tak by nic nie dało. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach.
Niespodziewanie, w rogu celi, ujrzałem stół do craftowania. Był zupełnie nie na miejscu. Czyżby To było aż tak głupie? Czym prędzej podszedłem do stołu. Zdjąłem plecak i wyjąłem z niego parę patyków oraz deski. Po chwili miałem gotowy drewniany kilof. Nie było to wiele, ale to było jedyne, co mogłem w tej sytuacji zrobić. Inaczej skończę w brzuchu.
Spojrzałem na żelazne drzwi. Krzyk Romualda przestał już do mnie docierać. Wziąłem głęboki oddech, podniosłem kilof i powoli, bez pośpiechu zacząłem przekopywać się przez kamienną ścianę…


There's no hope for me in sight.

Offline

 
Copyright 2017 jaros218 & Spawacz & Ziomaletto

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
https://irsystem.pl/ buda dla psa do domu Ciechocinek hotele wellness wodomierze wrocław