• Index
  •  » Newsy
  •  » RECENZJA PRZERÓBKI: Blackened in Time (by imcezary)

#1 2011-10-02 14:57:44

 Spawacz

Recenzent Samozwaniec

2349099
Call me!
Zarejestrowany: 2011-07-08
Posty: 189
Punktów :   
WWW

RECENZJA PRZERÓBKI: Blackened in Time (by imcezary)

http://img571.imageshack.us/img571/2928/blackenedintime.png
Pełny tytuł: Blackened in Time
Data premiery: 10.12.2010 r.
Liczba odcinków: 8 (+ prolog)
Typ produkcji: Serial przygodowy/sensacyjny
Typ wypowiedzi: Dubbing
Stworzone z: Worms 4 Mayhem!
Autor: ImCezary

Trzeba być imcezarym, żeby ponad pół roku robić serial 8 odcinkowy. Naprawdę.
Ekhem, powracając do tematu, czas na kolejną nudną recenzję, w której smęcę o tym, co mi się podoba a co nie podoba w tym serialu... zaraz... nie podoba? Mówiąc o "Blackened in Time", raczej w żaden sposób nie powinno używać się tego stwierdzenia.

Nie muszę wam raczej przedstawiać, kim jest pan Cezary - jeden z najlepszych przerabiaczy Worms, a obecnie mój następca na tronie najlepszego. Stworzył swój znany serial, "WORMS Strike Force", zrecenzowany już przeze mnie film pełnometrażowy "Back Into Hell" i wiele innych produkcji, które jako tako szczyciły się swoimi dobrociami.
Ale za jaki wytwór Szatana najmhroczniejszego można uznać "Blackened in Time"? Od razu wspomnę, że BIT to druga produkcja ImCezarego z wykorzystaniem dubbingu zamiast IVONY. Trudno się dziwić, sam autor zadeklarował, że wszystkie filmy po "HUNTERZE" będą bez naszego ukochanego syntezatora mowy. Osobiście to ostatnie sam propaguję, lecz jak mówi znane nam przysłowie, ten kto się nie rozwija ten się cofa, dlatego też popieram jak najbardziej dubbing i z chęcią zacząłem oglądać serial. Hmm... cóż, w sumie musiałem... skoro podkładam głos jednemu z głównych bohaterów

Zaczynamy od omówienia fabuły. Od recenzji "Black Ice" przestałem opisywać ją całą, żeby nie psuć wam zabawy, dlatego opiszę ją pokrótce, żebyście mniej więcej ogarnęli. Akcja rozpoczyna się 6 czerwca 1944 roku - podczas słynnego lądowania na Normandii, gdzie siły aliantów rozgromiły oddziały III Rzeszy. Jednak zdarzenia dzieją się na samym początku desantu, kiedy płynie pierwsza barka, wypełniona trzema głównymi bohaterami - Cliffem (imcezary), Tommym (ja) i Jamesem (OnepuiMatoro). Niemiecka straż przybrzeżna jednak wystrzeliwuje pocisk z rakietnicy w kierunku barki, niszcząc ją i zabijając (?) bohaterów. Na tym nie koniec.
Cliff trafia do pewnej dziwnej krainy, gdzie zostaje zgarnięty przez paru panów w czerwonych kapeluszach. Okazują się oni być ludźmi Tommy`ego; kiedy ci zaprowadzają tego pierwszego do niego, wyjaśnia mu całą sprawę. Tommy i James trafili tutaj już wcześniej, za pomocą rozwiniętej technologii zostając przywódcami tutejszych plemion. Z czasem jednak pokłócili się o władzę, przez co obydwu panów utworzyło osobne wrogie państwa. Do tego momentu minęło sporo czasu, przez co Tommy stał się prawie dziadem, James miał już swoje lata, a Cliff dopiero co tu przybył, więc był młody. Na dobry początek, pan przywódca postanawia swojemu staremu przyjacielowi pokazać swój najlepszy oddział. Już za chwilę kończę, nie martwcie się; po drodze napotykają się na dziwnego osobnika, napadniętego przez jeszcze dziwniejsze stwory. Pozbywają się tych drugich, zaś ten pierwszy przedstawił się jako Havier (TheAstraly) i w odosobnionym miejscu wyjaśnił, że te potwory to są demony. Tommy w to nie wierzy, a Cliff ma wątpliwości. Przybywają do bazy oddziału, który okazuje się być zniszczony przez oddziały Jamesa. Ten ostatni podpisuje pakt z demonami, jednak te po pewnym czasie wymykają się spod kontroli...
Tak, to na tyle. Czas na właściwą recenzję.

O fabule mogę powiedzieć jedynie tyle, że jest jak na mój gust pomysłowa i oryginalna, i tyle słów wystarczy. Co prawda temat demonów w serialach nie został zapoczątkowany dopiero tutaj, a wątek głównych bohaterów jako żołnierzy stanowi już u imcezarego pewną tradycję. Mimo to i tak mi to nie przeszkadza, bo te utarte schematy zostały pokazane w nowy, ciekawy sposób i nie trzeba czegoś więcej. Główny wątek jest opracowany dokładnie, bez żadnych luk - ogółem bardzo dobra robota. Jednak jest pewna rzecz, do której mogę się przyczepić i która jest już niestety pewną wadą w tworzeniu fabuły u Cezarego; jest to brak lub mała ilość wątków pobocznych. Główny temat prze do przodu i nie zatrzymuje się ani na chwilę, by zajrzeć w oczy jednemu z bohaterów czy też skupić się na jakimś innym zdarzeniu. Wątki poboczne u imcezarego zazwyczaj sprowadzają się do refleksji głównych bohaterów. Do tego jest zbyt mała ilość wyróżniających się postaci, co nie jest może irytujące, ale mi osobiście nie podobają się słabo wykreowane charaktery, które mimo, że wiją się przez większość serialu, to praktycznie nic o nich nie wiemy. Przykładem takiej postaci jest przywódca demonów lub też Havier. Jednak szczerze powiedziawszy, jest to największa wada "Blackened in Time"... a raczej nie stanowi jakiejś wyolbrzymionej, nie?

Przejdźmy do oprawy dźwiękowej, zaczynając od muzyki. Ta zasługuje i tylko wyłącznie na pochwałę. Znajdźcie mi w tym serialu utwór, który nie został idealnie wpasowany to dostaniecie ode mnie ciastko. Po prostu dobranie wszystkich piosenek jest genialne, każda nadaje odpowiednio mroczny, smutny czy też bojowy klimat. Jest pełno Metalliki, która do przeróbek świetnie się nadaje. Fakt ten w pełni wykorzystał imcezary, tworząc boski soundtrack. Mógłbym tutaj sypać przykładami jak z rękawa, choćby rozpoczynający całą produkcję "Welcome Home (Sanitarium)" wyżej wspomnianego zespołu. Przede wszystkim brawa dla autora za świetne, klimatyczne wstępy odcinków - chyba najlepsze, jakie dotąd widziałem. Co prawda tyczy się to też montażu, ale muzyka również robi swoje. Duuuży plus. Jeżeli chodzi o dubbing to nie mam większych zastrzeżeń - praktycznie każdy dubber dobrze gra swoją rolę, jedynie mogę przyczepić się do jakości niektórych dialogów. Nie zwracam na to większej uwagi, bo wiem, że imcezary nie miał na to większego wpływu, jednak gdybym nie był subiektywny to bezwzględnie uznałbym to za minus.

Wspomnę od razu o scenariuszu, o którym zazwyczaj mało mówię (a i tutaj nie mam wiele do powiedzenia): już w "Back Into Hell" można było zauważyć, że Cezary stara się tworzyć życiowe dialogi, co w sumie mu się udaje. Scenariusz nie miał być w zamierzeniu nastawiony na komedię i tak rzeczywiście nie jest, bo serial ma zachowywać mrok, jednak od czasu do czasu można trafić na jakiś tekst, który wywołuje uśmiech na ustach. Jest to bardzo ciekawy motyw, bo często takie teksty są w momentach w których najmniej się tego spodziewam. Jest jednak kolejna niewielka rzecz, do której mogę się przyczepić: zbyt dużo morałów lub jak kto woli, epickich dialogów. Nie cieszą mnie zbytnio teksty typu: "Jestem tutaj po to by to zakończyć!!!!!!11" czy ciągłe powtarzanie, że ktoś jest kogoś najlepsiejszym przyjacielem. To może być, ale w dużych ilościach źle brzmi.

Trudno mi teraz opisywać montaż, bo praktycznie wszystkie możliwe pozytywne epitety już wykorzystałem. Montaż to ponownie perfekcja jak w przypadku muzyki. O wstępach wspominać już nie muszę, zaś same sceny są zmontowane bardzo dobrze, schludnie, a panorama nadaje wielkiej filmowości wprost na podobieństwo tych produkcji robionych przez zawodowców. Mógłbym się co najwyżej przyczepić do zbyt dużej ilości slow-motionów w walkach, ale nawet z nimi są fantastycznie zmontowane. Świetnym pomysłem jest duża ilość kadrowania, gdyż wówczas nawet scena pogrzebu jednego z głównych bohaterów straciłaby swój magiczny, przygnębiający urok. Nie znam przerabiacza, który ma większe umiejętności monterskie od imcezarego. Zero wpadek (tak, nawet slow-motionów nie liczę) w tym aspekcie - istny ideał. Więcej słów nie potrzeba.

Jakieś innowacje? A i owszem. Sam fakt wykorzystania dubbingu jest innowacją, dlatego o reszcie wspominać nie będę (mówiąc o masie nowych rozwiązań w montażu, itd.). Teraz trochę się przyczepię do pana autora, mówiąc o oglądalności. Teraz wszyscy wiemy po tym, co jest napisane wyżej, że serial pod względem wykonania jest niemal idealny; niestety nie można tego powiedzieć już o aspekcie wspomnianym wyżej. Raz, "Blackened in Time" ma zaledwie 8 odcinków, które nie są jakieś specjalnie długie, a w całości mogłyby nawet ułożyć normalny film pełnometrażowy. Zrozumiałbym to całkowicie, gdyby serial został wydany w 1-2 miesiące. Ale żeby tworzyć go praktycznie 9 miesięcy?! (prolog został wydany 10 grudnia 2010, ostatni odcinek zaś - 17 września 2011) Co prawda można to wyjaśnić tym, że za to dostaliśmy serial zrobiony perfekcyjnie, ale nie wiem czy komuś chce się oglądać serial którego odcinki są średnio wydawane co miesiąc. Przez ten czas można było zupełnie zapomnieć o tym serialu i nowy odcinek mógł wywołać zamieszenie w mózgu oglądającego. Ale najważniejsze, że serial został ukończony, bo raz czy dwa było zagrożenie, że BIT nie zostanie ukończony nigdy.

W końcu dotarliśmy do końca (??) recenzji - czas na ocenę ogólną, a jakże. W sumie, jako że "Blackened in Time" oglądałem od momentu wydania prologu, mógłbym postawić mu dwie oceny. Czy serial przez swój perfekcyjny montaż, świetne dobranie muzyki, pomysłową fabułę, scenariusz i innowacje powinien dostać pełne 5/5? A i owszem. Jednak, czy za sporo małych błędów i słabą oglądalność, spowodowaną dużymi przerwami pomiędzy wydawanymi odcinkami, BIT powinien dostać ocenę 3/5? Też tak myślę. Jestem jednak człowiekiem subiektywnym i za naprawdę dobrą robotę i serce włożone w tworzenie tego wspaniałego serialu, imcezary za wykonanie "Blackened in Time" dostaje w pełni zasłużoną ocenę...

5/5

PS. Piszcie w komentarzach, co sami sądzicie o tym serialu, przyda się bardziej obiektywna ocena


There's no hope for me in sight.

Offline

 
  • Index
  •  » Newsy
  •  » RECENZJA PRZERÓBKI: Blackened in Time (by imcezary)
Copyright 2017 jaros218 & Spawacz & Ziomaletto

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
Noclegi Blace