Spawacz Reviews

Co dziś zrecenzujemy?


  • Index
  •  » Newsy
  •  » Recenzja płyty: Anthrax - For All Kings (2016)

#1 2017-04-21 14:53:05

 Ziomaletto

Hiszpańska Inkwizycja

Skąd: Łomża!
Zarejestrowany: 2013-12-29
Posty: 359
Punktów :   
WWW

Recenzja płyty: Anthrax - For All Kings (2016)

Witajcie w kolejnej recenzji muzycznej na głównej w moim wykonaniu! W ramach odrobienia marcowej posuchy zajmiemy się albumem, który w lutym świętował swoją pierwszą rocznicę wydania. Wbrew pozorom, w dzisiejszym świecie to wciąż duży okres czas (zwłaszcza w biznesie gier stricte multiplayerowych, zbaczając z tematu) i po takim upływie można wreszcie przekonać się, czy owa rocznica to powód do dumy dla zespołu czy towarzyszy jej tylko uczucie "No fajnie, że...". Enjoy!

https://shop.napalmrecords.com/media/catalog/product/cache/1/image/650x/040ec09b1e35df139433887a97daa66f/2/5/25769.jpg

Anthrax - For All Kings

Gatunek: Heavy/Thrash Metal
Rok wydania: 2016
Wytwórnia: Nuclear Blast Records
Producent: Jay Ruston
Skład:
Joey Belladona - wokal prowadzący
Scott Ian - gitara rytmiczna, okazjonalne chórki
Jonathan Donais - gitara prowadząca
Charlie Benante - perkusja
Frank Bello - gitara basowa, wokal wspierający

Anthrax to zespół, który od zawsze próbował znaleźć swoje miejsce w metalowym świecie. Wszakże to był jeden z pierwszych zespołów, które łączyły metal z rapem (nieszczęsne Bring The Noise). Przez to został praktycznie zapomniany przez fanów - żadne z wydawnictw z Johnem Bushem na wokalu nie okazały się wielkim sukcesem. Szansa na odzyskanie szacunku fanów i sławy z złotego okresu heavy metalu (a nawet zyskanie większej) pojawiła się przy okazji koncertów z resztą Big Four (tego marketingowego, wszyscy przeca wiemy, kto tworzy prawdziwe Big 4 of Thrash) oraz powrotu Joey'a Belladony na mikrofon, z którym Anthrax nagrało klasyczne Spreading The Disease oraz Among The Living. Jednak powrót Joey'a nie okazał się aż tak spektakularny (choć same koncerty były jak najbardziej udane), gdyż Worship Music okazało się średniakiem, a wokalista był zdecydowanie jednym z wielu problemów tamtej płyty.

Wkrótce po premierze Worship Music zespół opuścił Rob Caggiano, który przeniósł się do Volbeat, a jego miejsce zajął Jonathan Donais. W takim składzie zespół wszedł do studia i nagrał ten oto album. Premiera płyty miała miejsce w lutym, czyli miesiąc po wydaniu Dystopii Megadethu. Powiedzmy sobie szczerze, Dave Mustaine wysoko zawiesił poprzeczkę na samym początku roku, tylko czy Anthraxowi udało się ją przeskoczyć (czy chociaż dosięgnąć)? Może najpierw wypadałoby zapytać: "Czy Anthraxowi w ogóle zależało na przeskoczeniu tej poprzeczki?"...

Album otwiera utwór You Gotta Believe, z intrem nazwanym Impaled. Iście orkiestralny wstęp z okrzykami zachęchającymi do walki z toporem w łapie (dobrze, że nie z młotem) po półtorej minuty zmienia się thrashową galopadę. To tylko pozory, bo w zwrotce zespół wrzuca inny riff i "połamaną" grę perkusji. Mieliśmy to już w Death Angel, ale tutaj też nie brzmi źle. W środku utworu następuje melodyjne zwolnienie oraz pierwsza solówka Jonathana Donaisa. Powiem to już teraz - jego partie solowe to absolutnie największa zaleta płyty. Świeża krew w Anthraxie zdecydowanie pomogła, przynajmniej w sferze solówek. Po drugiej partii solowej mamy finałowy refren, podczas którego słyszymy wyraźnie podwójną stopę - te momenty warto odnotowywać, bo występują okazjonalnie. Wrażenia po zakończeniu utworu jak najbardziej pozytywne - to jednak dopiero 7 minut z ok. 60.

Drugi utwór zwany Monster At The End niestety nie powala - jest prowadzony nieciekawym riffem i refrenem zaśpiewanym na przysłowiowy "odpierdol" (sam w sobie nie jest zły, ale to śpiewanie Joey'a od niechcenia niszczy go doszczętnie). Jedyny przyzwoity moment pojawia się po drugim refrenie, kiedy wybrzmiewa obiecujący riff. Jest to jednak obietnica bez pokrycia, a jednostajna gra perkusji mocno psuje jedyną przyzwoitą rzecz w całym utworze. No, oprócz solówki.
Link do teledysku

Wyciszonym odśpiewaniem refrenu zaczynamy utwór tytułowy. Tutaj ciężko jest mi czegokolwiek się uczepić - są szybkie tempa, są przyzwoite zwolnienia przed nośnym refrenem, jest dobra część środkowa, jest świetna solówka... Czego chcieć więcej? Może tylko ustanowienia tego utworu stałym punktem każdego koncertu... Ale to już tylko tam moje gdybanie.

Czwarty numer na płycie to utwór Breathing Lightning. Zaczyna się spokojnie, balladowo, by potem wejść z (ponownie) połamanym riffem z wstępu, a ostatecznie przejść w inny i zdecydowanie szybszy riff. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie jeden szkopuł - przesłodzony refren. W I'm Alive z poprzedniego albumu mieliśmy podobną sytuację, tylko tamten utwór był balladą, a tu ową rolę spełnia dopiero Blood Eagle Wings... Całe szczęście, że refren nie przekracza bariery postawionej między słodzieniem, a radiowością, bo wtedy nie zostawiłbym na tej kompozycji suchej nitki, mimo że nadal refren gryzie się z agresywnymi zwrotkami. Do utworu doczepiono też na siłę outro Breathing Out, tylko niepotrzebnie przedłużające album (bądź utwór, w zależności od posiadanej wersji).
Link do odsłuchania utworu

Suzerain zapowiada się przyzwoicie - ciężki początek przy podwójnej stopie z wolnym, lecz brutalnym riffem. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że to materiał na hit na miarę Sad But True Metalliki. "Można by", bo to stwierdzenie porzuci nawet najbardziej otwarty na inne horyzonty muzyczne słuchacz, gdy usłuszy ten refren. Gdy sam go usłyszałem, to zastanawiałem się, czy przypadkiem Anthrax nie porwało się tym razem na eksperymenty z popem - jest tak mocno radiowy, jak tylko się da, a powtarzanie w kółko jednej frazy bardziej przystoi AC/DC i Deep Purple za czasów Machine Head, niżeli twórcom Spreading The Disease. Przez niego nie wiem, jak ocenić ten utwór - świetny potencjał na ciężki utwór zupełnie zaprzepaszczony okropnym refrenem. Brawo, Anthrax, żeby tak spierdolić taki potencjał, to jednak też trzeba umieć...
Link do odsłuchania utworu

Wiara w dobre pomysły (już nawet nie w świeże, ale w dobre) Anthrax wraca w utworze Evil Twin. Mamy agresywny riff, nieco wolniejszą zwrotkę, dobry refren i ogółem rzecz biorąc, szósty track na For All Kings brzmi jak klasyczny Anthrax. Ciężko powiedzieć o nim cokolwiek więcej - dobrze się słucha, zarzutów wobec niego nie mam, głowa sama się macha. Ot, dobry utwór. Tyle i aż tyle.
Link do odsłuchania utworu

Siódmym utworem jest wspomniany kilka akapitów wcześniej Blood Eagle Wings, czyli druga ballada w dorobku zespołu. Jest to utwór prawie genialny - prawie, bo część środkowa jest przedłużana właściwie na siłę, tylko po to, by utwór pobił długością A.D.I./Horror of It All z Among The Living. Koniec negatywów. To absolutnie świetna ballada - jest niesamowicie chwytliwy refren, odpowiednio spokojny wstęp, no i oczywiście genialna solówka. Gdyby tylko skrócić część środkową, to mielibyśmy do czynienia z najlepszym utworem na albumie. Kolejna z niewielu udanych ballad nagranych w XXI wieku.
Link do teledysku

Ósmy track otrzymał nazwę Defend Avenge. Zaczyna się bez szaleństw, mrocznie, w tle słyszymy główny riff. W końcu po kolejnym gitarowo-perkusyjno-basowym ataku dostajemy coś na kształt grania reprezentowanego przez Godsmack, gdzie znów riff sugeruje coś wolniejszego i cięższego. Mimo to, nie wciąga zupełnie. Pojawia się nawet moment z podwójną stopą, ale w sumie ani to thrash, ani to heavy, a takie byle coś wstawione tylko dla przedłużenia utworu. Nawet chórki w wykonaniu Scotta Iana (tak, to pierwszy utwór na For All Kings, gdzie takowe się pojawiają) nie poprawiają sytuacji. Tym razem solówka nie ratuje utworu - jest zajebista, ale bez niej utwór byłby tak samo nudny i nieciekawy.

All of Them Thieves zaczyna się od razu, ale mimo to nie powala. Przede wszystkim wrażenie psuje nieciekawy refren, napisany chyba na szybko. Najważniejszym momentem jest część środkowa, która stopniowo przyśpiesza, by przy partii solowej zamienić się w thrashowe monstrum. Jest to absolutnie najlepsza sekcja rytmiczna przy solówce na całej płycie. Niestety sztywna konstrukcja utworu w tym utworze dobija szczególnie mocno, bo tu aż prosiło się o epicki koniec z partią solową w tle.

Początek This Battle Chose Us jest odegrany na basie, przez co owa zagrywka wydaje się być uderzająco podobna do basowego riffu z Fatal Illusion Megadethu. Niestety sam utwór jest prowadzony średnim tempem i nieciekawym riffem. Również refren, który ma być w zamierzeniu chwytliwy i co w sumie nawet by pasowało do tak nazwanego utworu, nie zachęca do wspólnego skandowania. Sytuację próbuje poprawić druga, wyraźnie szybsza część utworu, która przynosi nasłabszą solówkę na płycie. Nawet zmiana refrenu na krótszy i powtarzany do prawie samego końca fragment:

You've gave them hell
You can choose your battle
You can choose your battle
This battle chose us

nie sprawia, że szybsza część jest ciekawsza od pierwszej. To po prostu źle napisany utwór od początku do końca. Na szczęście został jeszcze jeden utwór. Jeszcze jeden...

Zero Tolerance zaczyna się spokojnie - gitara, wokalista coś tam śpiewa, aż nagle pojawia się agresywny riff. Czyżbyśmy w końcu mieli dostać thrashową petardę godną Imitation of Life? No nie do końca - nadal dostajemy obowiązkowe zwolnienie tempa przed solówką. Hello, tutaj perkusista nie powinien mieć chwili wytchnienia, a gitarzyści powinni wymieniać się co raz to bardziej pokręconymi riffami i solówkami. Wystarczy popatrzeć na Overkilla i takie utwory jak Bring Me The Night, Save Yourself, Armorist czy Endless War, by wiedzieć, że można grać szybko i z głową, nie zwalniając tempa. Tyle dobrego, że cała reszta utworu trzyma poziom, ale wciąż - po co zwalniać w ostatnim utworze, skoro większość kawałka była wolniejsza?
Link do odsłuchania utworu

W ostateczności ciężko jest mi ocenić tą płytę, bo jakie kryteria trzeba wziąć pod uwagę? Utworów stricte thrashowych jest zaledwie 4 (You Gotta Believe, For All Kings, Evil Twin, Zero Tolerance), co na płytę thrash metalową to zdecydowanie za mało. Reszta płyty to przeróżne wariacje na temat heavy, a które nie wyklucza występowania szybszych utworów (patrz: płyty Judas Priest z lat 80'). Jeśli mielibyśmy patrzeć pod tym kątem, to For All Kings jest płytą dobrą, choć nie pozbawioną wad. Przyznam, że dzięki Spawaczowi spojrzałem na płytę trochę łaskawiej, choć nadal nie mogę powiedzieć, że to zajebistość nad zajebistościami. Ot, po prostu dobra płyta. Wracając jednak do pytania zadanego na wstępie apropo poprzeczki: nie wydaje mi się, żeby Anthraxowi w ogóle zależało na przeskoczeniu takowej. Jest lepiej niż na bezpłciowym Worship Music, ale do klasycznych wydawnictw wciąż nie ma startu.

Ocena płyty:

7/10

Lista utworów:
1. You Gotta Believe (+ Impaled)
2. Monster At The End
3. For All Kings
4. Breathing Lightning (+ Breathing Out)
5. Suzerain
6. Evil Twin
7. Blood Eagle Wings
8. Defend Avenge
9. All of Them Thieves
10. This Battle Chose Us
11. Zero Tolerance

Ostatnio edytowany przez Ziomaletto (2017-04-21 17:59:43)


Optymista wierzy, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że może to być prawdą. ~ James Branch Cabell, The Silver Stallion
Wbijajcie na Tuby: https://www.youtube.com/user/Ziomaletto

Offline

 

#2 2017-04-21 15:42:57

FrostMetalStudio

Małpa-filozof

Zarejestrowany: 2015-02-01
Posty: 201
Punktów :   

Re: Recenzja płyty: Anthrax - For All Kings (2016)

Mnie "For All Kings" też przywróciło wiarę w formę Wąglika i ten album zdecydowanie można nazwać najlepszym od czasu "Persistence of Time". Czyli od... 26 lat. Lepiej późno, niż wcale . Ode mnie - 8+/10

Recenzja super, tylko szkoda że nic nie wspomniałeś o tym wypranym z ciężkości brzmieniu. Perkusja jak to zwykle ostatnio bywa - kartonowa... Lars powinien przestać dzielić się swoimi garami z sesji nagraniowej AFJA.

Offline

 

#3 2017-04-21 15:55:59

 Spawacz

Recenzent Samozwaniec

2349099
Call me!
Zarejestrowany: 2011-07-08
Posty: 189
Punktów :   
WWW

Re: Recenzja płyty: Anthrax - For All Kings (2016)

Nadal nie rozumiem hejtu na naprawdę świetne "Worship Music", które w swoim czasie kompletnie pozamiatało konkurencję świeżym brzmieniem. Kiedy Metallica skupiała się na nierobieniu niczego, Slayer wydawał wymęczone "World Painted Blood", a Megadeth odgrzewało kotlety na "Th1rt3en", to Anthrax sporządził nam niezwykle wykwintne danie. Trzeba jedynie spojrzeć na Anthrax pod kątem bardziej heavy metalowym, bo ich dzisiejsze dokonania przypominają bardziej Judas Priest z okresu sprzed "Painkillera". Dlatego średnio mi się podoba przyrównywanie tego zespołu do reszty z The Big 4, ekipa Belladonny zdecydowanie od nich odstaje.

Zgodzę się właściwie jedynie ze stwierdzeniem, że "For All Kings" jest lepszy od poprzednika, bo mimo wszystko jest. I jest to naprawdę cholernie dobry album! Spokojnie dałbym mu coś pomiędzy 8 a 9. Świetne, przebojowe, energiczne i klasyczne granie. Nadal nie wiem, czy bardziej podoba mi się od "Dystopii", ale chyba tak - mam jednak słabość do dzisiejszego stylu Anthraxa

Tak czy inaczej, recenzja bardzo dobra, polecam tego allegrowicza. Fajnie, że dałeś linki do utworów, dla kogoś kto nie miał wcześniej styczności z płytą to bardzo dobra opcja. No poza subiektywnym werdyktem to nie mam się do czego przyczepić, więc jest ideolo i zasługuje na swoje miejsce na głównej


There's no hope for me in sight.

Offline

 

#4 2017-04-21 17:08:03

 Ziomaletto

Hiszpańska Inkwizycja

Skąd: Łomża!
Zarejestrowany: 2013-12-29
Posty: 359
Punktów :   
WWW

Re: Recenzja płyty: Anthrax - For All Kings (2016)

Spawacz napisał:

Nadal nie rozumiem hejtu na naprawdę świetne "Worship Music", które w swoim czasie kompletnie pozamiatało konkurencję świeżym brzmieniem. Kiedy Metallica skupiała się na nierobieniu niczego, Slayer wydawał wymęczone "World Painted Blood", a Megadeth odgrzewało kotlety na "Th1rt3en", to Anthrax sporządził nam niezwykle wykwintne danie.

Nawet w takim wypadku pozostaje konkurencja spod szyldu takiego Overkilla, Death Angela czy Testament. Chociaż też porównanie takiego The Formation of Damnation z Worship Music, bo i nie ma podstawie czego - to drugie jest bardziej heavy niż to pierwsze, TFoD jest bardziej w staroszkolnym stylu, reszta to już kwestia gustu.


Optymista wierzy, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że może to być prawdą. ~ James Branch Cabell, The Silver Stallion
Wbijajcie na Tuby: https://www.youtube.com/user/Ziomaletto

Offline

 
  • Index
  •  » Newsy
  •  » Recenzja płyty: Anthrax - For All Kings (2016)
Copyright 2017 jaros218 & Spawacz & Ziomaletto

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
odbiory mieszkań od deweloperów internet radiowy sucha beskidzka